|
FANI - ARTYKU£Y
|
Ultradepesze
Anna Ludwiniak - Express Wieczorny (Warszawa) (16.05.1997)
|
|
KiedyÅ› tworzyli jednÄ… wielkÄ… rodzinÄ™. DziÅ› jest ich garstka.
Wieczorem do zakładów fryzjerskich w centrum Warszawy zgłosiło się pięćdziesięciu młodzieńców. Wszyscy ostrzygli się na jeża. Następnego dnia zjawili się w warszawskim klubie "Medyk". Wstęp na Ogólnopolski Zlot Depeszów zapewniał wyłącznie odpowiedni wygląd.
Kiedyś było o nich głośno. Jeszcze kilka lat temu po ulicach snuli się krótko ostrzyżeni młodzi ludzie w czarnych, nabijanych ćwiekami skórach, ciężkich butach z metalowymi czubkami i z żelaznymi krzyżami na szyjach. W tzw. normalnej części społeczeństwa budzili ciekawość, śmiech, czasem strach... Później wszyscy o nich zapomnieli. Wydawało się, że najlepsze czasy "depesze", czyli zagorzali fani brytyjskiego zespołu Depeche Mode, mają już za sobą. A jednak. Okazją do tradycyjnego spotkania miłośników Davida Gahana i reszty stało się wydanie nowej płyty słynnej kapeli - "Ultra".
Pod "Medykiem" stoi kilka osób w "strojach organizacyjnych". Na tle ciemnej ulicy, zjedna zapaloną latarnią wyglądają groźnie. Sąsiedztwo miejskiej kostnicy i jednostki wojskowej tworzy odpowiedni "klimat". Tuż obok przechodzi para ubrana w kolorowe dresy.
- Czy oni nam nic nie zrobiÄ…? - pyta swego towarzysza dziewczyna. - WyglÄ…dajÄ… jak zbiry...
- Takie nie wiadomo co? Nie przejmuj się. To debile - odpowiada ze śmiechem wysoki facet z brylantyną we włosach.
Depesze nie zwracają na nich uwagi. Spokojnie palą papierosy. Czekają na znajomych, z którymi nie widzieli się od dawna. Mają nadzieję, że nowy album Depeche Mode stanie się prawdziwym wydarzeniem. Może znowu zacznie się coś dziać? Przecież kiedyś tworzyli jedną wielką rodzinę.
Wszystko zaczęło się w 1985 roku, od koncertu Depeche Mode w Warszawie. Zespół zahipnotyzował ludzi swoją muzyką. Na fali histerii powstała Jedna z najoryginalniejszych subkultur w Polsce. Jej członkowie tworzyli swoistą awangardę. Kobiety kochały swoich "depeszów" do szaleństwa. Często zmieniały partnera, ale tylko w obrębie grupy. Byli to niemal odrębne, rządzące się swoimi prawami społeczeństwo. Stałym miejscem ich spotkań był warszawski klub "Hybrydy".
Ania, prawniczka w eleganckim kostiumie wspomina: - To było zbiorowe, prawie magiczne szaleństwo. Biegaliśmy po ulicach. siejąc w ludziach przerażenie. Może to było nierozsądne, ale dawało nam poczucie wolności.
Straszyli starsze panie w przejściach podziemnych. Zaczepiali przechodniów na ulicy. Ale tylko dla zabawy. Robili sobie żarty z wystraszonych ludzi. Tak naprawdę byli zupełnie niegroźni.
Dawne czasy wspominają z rozrzewnieniem. Dlatego chcą swojej "powtórki z rozrywki". Na zlot w "Medyku" czekali prawie pół roku. To dla nich prawdziwe święto.
Fakt, że stawiło się ich niewielu. Giną w wielkim klubie. Z głośników dobiega muzyka z płyty "Violator", ale do zabawy nie ma wielu chętnych. Zaledwie kilka podfruwajek wygina się w końcu sali. To dziewczyny "depeszów". Wyglądają zupełnie zwyczajnie. Mają kolorowe bluzki, jedna - sukienkę w kwiatki. Zupełnie nie szanują przywiązania swoich chłopaków do czarnego koloru. Są bardzo młode, średnia wieku 16 lat.
- Jestem tutaj, bo mój mężczyzna ma fioła na punkcie kapeli - mówi pulchna blondynka w białej bluzce, wydmuchując kłęby dymu. - Poza tym, podoba mi się ich styl ubierania.
W barze trwają rozmowy. Można powspominać. Robert, fan-weteran, podchodzi do "piwopoju". Pochylając się nad barem, rzuca nonszalancko: - Dwa piwka i koleżankę na zakąskę.
Ma postawione "na koguta" włosy i czerwony nos. Znoszona kurtka zdradza jego bujną przeszłość.
- Byłem z nimi jeszcze wtedy, gdy ganiali nas metalowcy. Teraz to już przyzwyczajenie - głaszcze się po brzuchu. Tanie piwo ośmiela i poprawia humor. Brunet w białej koszuli krzyczy do Roberta:
- To jak, na Starówce...?! Pamiętasz, na Starówce mamy się spotkać! - i opada na ławkę.
Robert nie zna faceta, ale macha do niego. W końcu wyglądają kropka w kropkę jak
David Gahan. Znaczy - swój chłop.
Często się zdarza, że zaczynają ze sobą rozmawiać na ulicy, bo tak samo wyglądają. Zachowują się wtedy, jak rodacy na emigracji. Witają się wylewnie, rzucają się sobie w ramiona. Niektórzy nawiązali w ten sposób przyjaźnie na całe życie. Są pary, które w związki małżeńskie połączyła miłość do "depeszów".
Twierdzą, że nie mają żadnej ideologii. Słuchają Depeche Mode już od dziewięciu, dziesięciu lat. Ortodoksi poświęcili tej muzyce całe swoje życie. Ale tak naprawdę łączy ich nie muzyka, a raczej odrębny styl bycia, zachowania i ubierania.
Kult zespołu Depeche Mode przechodzi z pokolenia na pokolenie.
Hubert wije się na parkiecie jak wąż. Ma pomalowane na czarno usta, oczy i paznokcie. Spod rozciętych spodni widać rajstopy. Całości dopełnia prześwitująca,
zwiewna jak mgiełka, koszulka. Z białą twarzą i kruczoczarnymi włosami wygląda jak duch. Znudził mu się spokojny image Gahana. Stworzył własny styl:
- Staram się na co dzień wyglądać tak samo - mruga oczami podkreślonymi grubą linią.
Hubert przychodził na zloty "depeszów" już w wieku 9 lat. Zabierał go starszy brat. Malec zaaklimatyzował się szybko, stał się "maskotką" grupy. Wspomina, że bycie "depeszem" było kiedyś niebezpieczne. "Odmieńców" atakowali skinheadzi i metalowcy. Sześć lać temu metalowiec zadźgał nożem "depesza" w podziemnym przejściu, niedaleko "Hybryd" w Warszawie. Cała sprawa owiana jest legendą, którą "depesze" przekazują następcom. Wygląda na to, ze metalowcy już o nich zapomnieli.
- Chyba myślą, ze nie istniejemy. Co, jak widać, jest nieprawdą - mówi Hubert.
Jak twierdzi, awangarda to coś, co może wejść w krew. Hubert ciągle jeździ na spotkania i bawi się świetnie. Oprócz Depeche Modę słucha Sisters of Mercy, Front 242, podoba mu się ostatnia płyta U2.
Jak na razie, "U Medyków" nie widać zapowiadanego tłoku. Można było wynająć mniejszy lokal. Zlot miał być międzynarodowy, a brakuje ludzi do wypełnienia pustej przestrzeni. Ale "depeszom" to nie przeszkadza. Ich taniec z rozłożonymi rękami i opuszczonymi głowami przypomina lądowanie samolotu. Wskakują sobie na plecy. Robią salta w powietrzu i przewroty. Widać, że naprawdę lubią to, co robią. Są wśród nich ludzie "z przeszłością", których kultura depeszów wyciągnęła z bagna.
Robert był w strasznej depresji. Skończył zawodówkę, miał iść do wojska. Uważał, że nie ma przed sobą żadnej przyszłości. Chciał ze sobą skończyć.
- Dopiero przy nich poczułem się ważny - wspomina. - Znalazłem przyjaciół - pociąga
łyk piwa. - Uratowali mi życie...
Był w wojsku, wyszedł i nadal jest "depeszem". Martwi go tylko, że stara kadra się wykrusza. Wielu jego kolegów pozakładało rodziny, ma domy, pracę.
Aleksander - przystojny brunet z błyskiem w oku - kiedyś spędzał ze swoją grupą bardzo dużo czasu. Rozbijali się razem po knajpach, Jeździli po mieście, podrywali panienki. Idyllę przerwał rozwód rodziców i choroba matki. Musiał podjąć pracę, by utrzymać dom. Później już nigdy nie mógł sobie pozwolić na beztroskę. Nie chętnie wraca do tych lat:
- Nigdy nie byłem maniakiem. Najważniejsza jest dobra zabawa.
Jakby na potwierdzenie jego słów, młode "kociaki" wiją się w magnetyzujących pląsach. Dopiero teraz widać, ile muzyka Depeche Mode ma w sobie seksu.
Mężczyźni zgodnie wykorzystują ostatnie chwile aby się rozgrzać. O północy odbędzie się konkurs na najlepszy taniec w stylu wokalisty: rozkładanie ramion, bicie butem o but, uderzenia dłońmi. Każdy chciałby zostać drugim Davidem Gahanem.
Przez środek sali przechodzi Jacek. Dziewczyny odprowadzają go uwodzicielskim spojrzeniem. Wśród swoich jest uważany za lustrzane odbicie wokalisty.
- Identyczny... - wzdychajÄ… panienki.
Czarne, długie do ramion włosy, "królewski" styl bycia. W porównaniu z innymi jest nowocześniejszy. Wygląda jak David w ostatnich teledyskach. Większość "depeszów" ma krótkie włosy - jak Gahan w latach osiemdziesiątych.
"Depesze" to subkultura demokratyczna. Może się do nich przyłączyć każdy. Wystarczy, że słucha tej samej muzyki i podobnie się ubiera.
Artur Maciszewski, organizator zlotu twierdzi, ze oficjalnych i nieoficjalnych fanów Depeche Mode jest w Polsce około dziesięciu tysięcy.
- Ten ruch nie umarł i nie umrze - mówi. - Już ja się o to postaram...
"Depesze" liczą na rozgłos w mediach. Mają zamiar organizować kolejne zloty. Będą świętować - jak dotychczas - urodziny każdego członka zespołu Depeche Mode. Tylko czy będzie jeszcze dla kogo robić te imprezy? "Depeszowców" jakby coraz mniej...
Zespół Depeche Mode powstał w roku 1980. Na pierwszych albumach grupa prezentowała muzyka bliską stylistyce "new romantic". Później wypracowała własny, niepowtarzalny styl. Znakiem rozpoznawczym Depeche Mode stało się "industrialne" brzmienie, przejmujące teksty głównego twórcy repertuaru - Martina Gore'a oraz hipnotyczny śpiew wokalisty - Davida Gahana. Za najciekawsze dokonania kapeli z tego okresu są uważane płyty "Some Great Reward",
"Black Celebration" i "Violator".
W latach dziewięćdziesiątych grupa przeżywała kryzys, który wywołał narkotyczny nałóg i kilka prób samobójczych Davida Gahana. Nowy, wydany niedawno album "Ultra" ma stać się początkiem odrodzenia Depeche Mode.
W roku 1985 brytyjski zespól wystąpił w Warszawie. Koncert ten zapoczątkował istnienie "depeszy" - Jednej z najoryginalniejszych (i najliczniejszych) subkultur młodzieżowych w Polsce.
|
|
|
|