Trzy dekady z herbatkÄ…, herbatnikami i dobrÄ… muzykÄ….
Wokalista Depeche Mode opowiada o najnowszej płycie zespołu oraz 30 latach pięknych pieśni o udręczeniu.
Rozmawia Tom Leao z "O Globo"
Herbata i herbatniki to brytyjska tradycja. Kryptonim "Tea & Biscuits" ("Herbata & Herbatniki") wybrano dla promocyjnych egzemplarzy nowego albumu zespołu, "Sounds of the Universe", które silnie zabezpieczone trafiły właśnie do prasy (każdy z reporterów musiał zgodzić się na ostre warunki dopuszczające go do strony ze strumieniem audio bez możliwości ściągnięcia, ale z możliwością wyśledzenia). Ale to wszystko okazało się (prawie) daremne. W dniu wywiadu z Gahanem jeden z utworów, "Fragile Tension", śmigał już po internecie. I co teraz, Dave?
- (ciężko przełyka pytanie poprzez śmiech wydając nieartykułowane odgłosy jak ktoś, kto chciałby powiedzieć "Cooo?") Kawałek, który wyciekł nie jest ostateczną wersją, która trafiła na album, to jeszcze surowy, niekompletny mix, do którego musiał się dobrać ktoś w studiu - wyjaśnia przez telefon rozbawiony Gahan - Ale to się zdarza, taki jest internet i nic na to nie poradzimy.
Po chwili Gahan przyznaje, że tęskni za czasami, w których płyty kupowało się w sklepach:
- Jestem tym trochę rozczarowany, bo gdy dorastałem było dla mnie bardzo ważnym, aby odnaleźć płytę mojego ulubionego wykonawcy, posłuchać muzyki w spokoju i powoli odkrywać co jej autor miał na myśli. Było to bardzo ekscytujące, człowiek nie raz był zaskakiwany. Dziś to wszystko spłycono, jest to niemal wulgarne.
Jak postrzegasz drogę Depeche Mode po 30 latach wspólnych wojaży i 12 albumach? Czy zespół osiągnął swoje cele?
- To dziwne, ale ostatnio nie mogę przestać o tym myśleć, naprawdę. Jesteśmy razem już taki szmat czasu i za każdym razem gdy zabieramy się za nowy album rozwodzimy się nad tym ile minęło czasu, a potem po prostu wchodzimy do studia i nagrywamy płytę. Wszystkie albumy tworzą razem jakby kolejne części filmu, opowiadają razem pewną historię. I właśnie to liczy się dla mnie najbardziej, fakt, że jesteśmy ciągle jednością i nie zastanawiamy się przesadnie nad tym, co będzie dalej.
Czy ta historia byłaby zupełnie inna gdyby w zespole został Vince Clarke?
- Trudno powiedzieć, ponieważ Vince odszedł już 1981 roku. W pewnym sensie coś się wtedy zmieniło, jego odejście było przyczyną naszego zbliżenia się do siebie. Vince trzymał wszystkich razem, a po jego odejściu zostaliśmy w trójkę, nagraliśmy udany album "A broken frame" z Alanem Wilderem, a potem "Construction time again", wykształciliśmy charakterystyczne brzmienie Depeche Mode, a związane z tym wszystkim podekscytowanie wpłynęło na nas bardzo pozytywnie i zaowocowało nowymi pomysłami. Alan był lepszym muzykiem niż którykolwiek z nas i ukształtował brzmienie zespołu, jakie znamy dzisiaj. Kto wie co by się stało gdyby Vince został? Czy ciągle gralibyśmy razem?
Czas mija, ale styl Depeche Mode pozostaje niezmienny: mroczny, ciężki, przygnębiający, to w pewnym sensie elektroniczny blues. "Sounds of the Universe" przypomina pod tym względem starsze dokonania zespołu, jest pełny industrialnego brudu, mroku, a niektóre utwory wpasowują się w image zespołu tak znakomicie, że z miejsca staną się klasykami, "Wrong" na przykład.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale wcale nie uważamy, że nasza muzyka jest aż tak przygnębiająca. W rzeczywistości nasza muzyka podnosi na duchu, a cały mrok bierze się z aranżacji utworów. W tekstach jest pełno nadziei i życia. Jeśli porządnie im się przysłuchasz stwierdzisz, że mają drugie dno.
Skoro tak twierdzisz, Dave... Skąd wziął się tytuł "Sounds of the Universe"?
- Taki tytuł niesie ze sobą sporo duchowości, klimatu gospel. Dla mnie jest w nim też nieco czarnego humoru. Ale przy nagrywaniu wcale nie myśleliśmy o większym koncepcie czy doklejaniu tytułu do konkretnej idei. Niektóre utwory w momencie pojawienia się tytułu były już gotowe, niektóre powstały później i układaliśmy je razem aż do momentu, w którym współgrały jako jedna całość.
Odpowiedzialność tworzenia repertuaru spoczywa teraz na dwóch osobach. Na ostatnim albumie udzielałeś się po raz pierwszy jako twórca teksów i muzyki, co było dotychczas zarezerwowane jedynie dla gitarzysty i wokalisty, Martina Gore'a. Jak udało się wam dogadać?
- To było coś naturalnego. Zaczęło się od poprzedniego krążka. Martin ma to we krwi, pisze piosenki nawet nie zastanawiając się nad tym. Po doświadczeniach poprzedniego albumu teraz wszystko poszło naprawdę szybko. W międzyczasie nagrałem solowe "Hourglass", co pozwoliło mi na doszlifowanie warsztatu. To bardzo dynamiczny i zajmujący proces, widzimy co się sprawdza, a co nie, nagrywamy dema, które powoli ewoluują w końcowy utwór. Martin napisał tyle świetnych utworów, że nie musiałem się zbytnio wysilać, aby dołożyć do albumu coś od siebie, ale tym razem uczestniczyłem w procesie twórczym jeszcze bardziej niż poprzednio.
Siła Depeche Mode to przede wszystkim występy na żywo, na których dajesz z siebie wszystko. Jak to wszystko wpływa na twoją kondycję w międzyczasie?
- Uwielbiam koncerty, w każdy utwór wkładam całego siebie, choć każda piosenka jest zupełnie inna. I tak naprawdę po każdym występie jestem totalnie wyczerpany. Adrenalina odapa dopiero po dłuższych chwilach spędzonych z resztą zespołu i ekipy. Staram się również dawać z siebie wszystko w studiu, ale to już nieco inna bajka. Na scenie mogę wyrzucić z siebie znacznie więcej nie wiedząc nawet co to będzie i jak zareaguje na to publiczność.
Trasa promująca "Sounds of the Universe" wystartuje w Izraelu w Tel Avivie 10 maja. Dlaczego właśnie tam?
- Zadecydowaliśmy o tym już po poprzedniej trasie, na której mieliśmy zagrać w Izraelu. Koncert został nawet całkowicie wyprzedany, ale ze względów bezpieczeństwa musiał zostać odwołany. Pomyśleliśmy więc, że najlepszym sposobem na wynagrodzenie tego fanom będzie pierwszy koncert na nowej trasie. Oby tym razem nic nie stanęło nam na przeszkodzie. Na decyzję o anulowaniu poprzedniego występu nie mieliśmy większego wpływu, koncert miał odbyć się na otwartym obiekcie, gdzie ryzyko ataku jest zwiększone i jedyną opcją było jego odwołanie.
A Brazylia (gdzie zespół grał tylko dwukrotnie w Sao Paulo w 1994 roku), czy jest szansa ze znow tu zagracie?
- Nie mogę ci tego jeszcze powiedzieć, ale mamy nadzieję być w trasie co najmniej do końca roku.
I na koniec - co was Å‚Ä…czy z herbatÄ… i herbatnikami?
- Uwielbiamy je! Spędzamy przy nich w studiu masę czasu. Czasem są wszystkim, co mamy.
|