|
ARCHIWUM - ARTYKU£Y
|
Depeszowcy kontra depesze
Grzegorz Czekański - dlastudenta.pl
|
|
Tutaj każdy chce mieć swój dekalog. Każdy depesz,
względnie depeszowiec wiesza go potem na ścianie, obok mnóstwa tłustych,
cudownie odbijających światło, wycałowanych i wypieszczonych plakatów Depeche
Mode.
Jego (dekalogu) punkt dziesiÄ…ty mówi : „PamiÄ™taj, że jesteÅ› Depechem, a tym
samym jakby częścią Depeche Mode. Zgłębiaj teksty, na nich ucz się życia i
postępuj zgodnie z zasadami w nich zawartymi. Jeśli obrałeś drogę wytyczoną
przez Martina, to siÄ™ jej nieustannie trzymaj. Nie przynieÅ› wstydu Depechowskiej
Rodzinie". Jest to ostatni paragraf, wieÅ„czÄ…cy „Dziesięć przykazaÅ„ prawdziwego
fana Depeche Mode". Kim do licha jest Martin? O co tu chodzi? Aby wniknąć w głąb
tego fenomenu - tajemnicy depesza, zdobądźmy się na odrobinę otwartości.
Niemożliwe? Nie wierzę. Nietrudne przecież będzie dostrzeżenie duchowego
ustosunkowania autora „Dekalogu" (jednego z wielu takich), autentycznego
przekonania o zawartej w tekstach zespołu moralnej sile. M jak morale!
Przekonajmy się wreszcie, że te piosenki tak naprawdę zawierają w sobie wiedzę
tajemną, dostępną jedynie garstce wtajemniczonych. Komu? Rzecz jasna, prawdziwym
fanom Depeche Mode.
Europa środkowo - wschodnia, jak się okazuje, stanowi bardzo
płodne w depeszowych wyznawców terytorium. Co znamienne, Polska plasuje się
zdecydowanie w czołówce tejże klasyfikacji. Nie ma co - jesteśmy awangardą. Od
dawna mówi się o subkulturze depeszy, której wyjątkowość przejawia się głownie w
wizualnej dbałości o własną odrębność, w wyniku czego członkowie tej
społeczności narażeni są na ataki i krytykę reszty społeczeństwa. Już same
zdefiniowanie tej grupy jako subkultury niesie wraz z sobą sprzeczność,
subkultura przecież zawiera w sobie jakąś ideologię. Ale depeszowcy i ideologia?
Rzućmy precz muzykę, tutaj liczy się wygląd. Visage!
Wizerunek ten rozpoczyna siÄ™ od specyficznego ufryzowania, oryginalnie dobranej
odzieży wierzchniej czy makijażu (jako nieodłącznego elementu kreacji gwiazd lat
80. i 90.), kończąc na cudownie wybielanych dżinsach, platformowych, blaszanych
kamaszach. Zaryzykować można stwierdzenie, iż muzycy stali się niejako
kreatorami mody, której nosicielami stały się rzesze tysięcy niekoniecznie już
młodych ludzi. Zaprezentowany dalej artykuł wiernie oddaje ów niekonwencjonalny
trend: „Czwartkowy wieczór w jednym z łódzkich pubów. Przy stoÅ‚ach wielu
młodych, ubranych na czarno ludzi. Chłopcy z charakterystycznymi fryzurami -
wygoleni po bokach i z tyłu, ze sterczącymi do góry grzywkami". Z pewnością
fotografie najwierniej oddadzÄ… to, co decyduje o stylu depesza, dlatego
zaryzykujmy obejrzenie kilku znamiennych zdjęć.
Poniżej obserwujemy uwiecznionego na portrecie Martina Gore'a,
obok zdjęcie zespołu w całej krasie, wokalista Dave Gahan (drugi od prawej)
prezentuje fryzurÄ™ z grzywkÄ… uksztaÅ‚towanÄ… „na lotnisko".
Przyznać trzeba, iż od pierwszych chwil uderza
niekonwencjonalne połączenie męskiej natury, podkreślonej agresywnymi,
skórzanymi kurtkami, srebrnymi krzyżami i metalowymi, ostrymi ozdobami,
skonfrontowanych ze zniewieściałością zastosowanego makijażu czy
wykorzystywanych wielobarwnych farb oraz pianek rozjaśniających włosy. I te
wyśmienite, policyjne czapeczki z lateksu! Ciasteczko... Michaś Witkowski byłby
zachwycony.
Wszystko zaczęło się w 1985 roku, od koncertu Depeche Mode w
Warszawie, podczas którego zespół zahipnotyzował ludzi swoją muzyką. Czyli
tłumacząc na czystą polszczyznę, publika oszalała na punkcie tęczowego wizerunku
swych bożyszczy, muzykÄ™ majÄ…c za nic. Rzecz jasna przesadzam. „Na fali histerii
powstała jedna z najoryginalniejszych subkultur w Polsce". Jej członkowie
tworzyli swoistą awangardę. Kobiety kochały swoich depeszów do szaleństwa,
okazując to często zmieniały partnerów, ale tylko w obrębie grupy. Było to
niemal odrębne, rządzące się swoimi prawami społeczeństwo. Stałym miejscem
spotkań depeszowego ruchu był warszawski klub "Hybrydy". Kontestacja zastanego
ówcześnie społecznego porządku, w obecnych czasach nobilitowania wszelkich
przejawów opozycyjnej czy wrogiej dla systemu PRL działalności, budzi z
pewnością szacunek. Tak jest, panie i panowie - depesze byli prawdziwą opozycją!
Sama kategoria „ruchu" wydaje siÄ™ jednak już grubo przesadzona, gdyż jest to
społeczność pozostająca w bezruchu, obecnie zwracająca się raczej ku przeszłości
i czasom świetności. W tym paradoksalnie tkwi ichnia moc i potęga. Czas do
którego depesze przenoszą się najchętniej to czas największej popularności
Depeche Mode w Polsce, który wyznacza początek lat 90. Nie potrzebna im jednak
proustowska magdalenka, która umożliwiłaby psychiczną podróż w czasie -
wystarczÄ… dobrzy znajomi, industrialny zew muzyki najwspanialszego ze wszystkich
Zespołu, swawolne ustosunkowanie do swej zawieszonej gdzieś (daleko w innej
konstelacji) rzeczywistości.
Od kilku lat obserwowany jest odwrót „depeszowców", którzy
spychani są coraz bardziej w społeczną otchłań przez zagorzałych wielbicieli
gwiazdek współczesnej muzyki pop, hiphop, wyznawców oratoryjnego Piotra Rubika.
Jednak nie oznacza to zupeÅ‚nego impasu. Już w 1997 r. „Ekspress Wieczorny"
donosiÅ‚ : „KiedyÅ› byÅ‚o o nich gÅ‚oÅ›no. Jeszcze kilka lat temu po ulicach snuli
się krótko ostrzyżeni młodzi ludzie w czarnych, nabijanych ćwiekami skórach,
ciężkich butach z metalowymi czubkami i z żelaznymi krzyżami na szyjach. W tzw.
normalnej części społeczeństwa budzili ciekawość, śmiech, czasem strach...
Później wszyscy o nich zapomnieli. Wydawało się, że najlepsze czasy depesze,
czyli zagorzali fani brytyjskiego zespołu Depeche Mode, mają już za sobą. A
jednak. Dinozaury niezupełnie wyginęły, po prostu czyhają na dogodny moment.
Obecnie najczęściej obserwowaną formę funkcjonowania
subkultury depeszowców stanowi uczestnictwo w okresowych walnych spotkaniach -
zlotach. Istnieje internetowy „System rejestracji zlotów - Celebrator", którego
ideą jest umieszczanie danych o planowanych w przyszłości lub wcześniej
zorganizowanych spotkaniach fanów. Mają one zarówno charakter ogólnopolski, jak
i regionalny czy zupełnie lokalny, a łączy je niezmienna chęć uczestniczenia we
wspólnej, gremialnej celebracji, która czasem przybiera znamiona dzikiego
rytuału. Stanowi to ponadto okazję do odnowienia zamierzchłych, pod pajęczyną
nawet zapomnianych znajomości, trzeba bowiem wiedzieć, iż proporcje wiekowe
wśród depeszowców skupiają się przeważnie powyżej granicy 30. roku życia. Co za
tym idzie, praca, codzienność i szarość życia zawodowego, uczuciowego wzmagają w
wielbicielach Depeche Mode pragnienie eskapistycznego oderwania siÄ™ od
nieustannych dylematów im towarzyszących. Rzeczywistość skrzeczy! Ponadto zloty
stanowią nietuzinkową okazję do zaprezentowania, jakże istotnego, własnego stylu
w doborze odzieży, swoistego dress - code, wizażu, wyobraźni i kreatywności.
Liczy się finezyjnie przycięta grzywka, galaktyka różnobarwnych pasemek na
owłosieniu, panowie czasem zapuścić mogą zawadiacką, hiszpańską bródkę. Świadczą
o tym umieszczane na internetowych forach zdjęcia, bardzo charakterystyczne.
Obowiązuje kult wybitnie patriarchalny, uprasza się zatem czytelników
sfeminizowanych ideowo o dalsze zaprzestanie lektury. Depesze bowiem (nawet
depesze - kobiety) chcą być męscy, świadczą o tym zarówno podobne cechy ubioru,
jak i przybieranie, czasem usilnie przerysowanych pozycji, wzmagajÄ…cych w ich
poczuciu pierwiastki składowe płci zwanej brzydką. Przemawiają za tym wysyłane w
kierunku widza sygnały niewerbalne, tj. schowane w kieszeniach dłonie,
nonszalancki sposób pozowania, kokieteryjne spojrzenia, nonszalancja à la James
Dean skrzyżowany z Rysiem z Klanu.
Cokolwiek by o nich sądzić, są subkulturową awangardą od
ćwierćwiecza. Depesze kontra Depeszowcy, obyczajowa egzotyka w swej ciągłości
niemalże rodzinnych więzów, muzycznych i obyczajowych koneksji posiada nad wyraz
wiele twarzy. I jeszcze więcej fryzur. Narażeni co najmniej na śmieszność,
często zwymyślani, zelżeni, wystawieni na ataki i pogardę, niezłomnie kultywują
przedziwny rodzaj niekiedy rytualnej, zbiorowej celebracji. Żyjący w
permanentnym zachwycie, często nie zdający sobie sprawy z własnej
karykaturalnoÅ›ci, zwielokrotnieni wielbiciele swych niedoÅ›cigÅ‚ych guru. „Nie
staraj się przystosować świata do siebie, Ty sam się do niego przystosuj", w
tych słowach pobrzmiewa duch drugiego, depeszowego przykazania, nieznośnie
moralizatorskiego, ocierającego się o przeraźliwą śmieszność, z której nikt nie
zda sobie sprawy. Bo i po co. Czy wykonajÄ… kiedykolwiek ostatniÄ… ofensywÄ™?
|
|
|
|