|
ARCHIWUM - ARTYKUY
|
Cytaty z rozmów z muzykami Depeche Mode
Gazeta Stołeczna (08.06.2006)
|
|
Andrew Fletcher: - Robię, co mogę. Mam swoją rolę w zespole. Nie
szaleję, nie przebieram się w sukienki. Jestem normalnym facetem, który stoi w
tle. Nasza grupa to trzy różne osobowości. I to na pewno nie jest nudne.
(16.03.2006)
Andrew Fletcher: - Wcześniej Dave nie chciał pisać piosenek. Jeśli teraz
chce i jeśli są one dobre, to dlaczego ich nie nagrywać? Dawniej piosenki pisał
też Alan Wilder (odszedł z Depeche Mode w 1995 r.), więc tak naprawdę to dla nas
nic nowego. Trudny był okres nagrywania i promocji płyty „Songs Of Faith And
Devotion". Dziwny, szalony czas. Żyliśmy jak na wielkim przyjęciu. Ale szybko
okazało się, że każdy z nas ma duże problemy. W czasie trasy koncertowej
wpadliśmy w prawdziwy dół. Szczególnie Dave, który był bardzo chory - prawie się
zabił [w pierwszej połowie lat 90. wokalista pogrążył się w heroinowym nałogu].
Ale nasz zespół to też wiele, bardzo wiele pięknych chwil. W tym momencie w
zespole panuje świetna atmosfera. (16.03.2006)
Andrew Fletcher: - Może to zabrzmi śmiesznie, ale większą tremę mam,
kiedy stoję za gramofonami, niż kiedy gram z zespołem. Jeśli popełnię
jakikolwiek błąd, wszyscy na imprezie wiedzą, że to ja zawaliłem. Jest łatwiej,
kiedy na scenie stoi cały zespół, przyjaciele. Tak naprawdę didżejowanie
traktuję jak hobby, coraz bardziej wciągające. Podobne do występów z Depeche
Mode jest tylko to nieustanne podróżowanie. Czasem mam wrażenie, że żyję jak
bohater „Dnia Świstaka". (13.02.2004)
Andrew Fletcher: - Mój ulubiony klub to Chelsea, zwany ostatnio Chelski
[właścicielem jest rosyjski multimilioner]. Podoba mi się, że Roman Abramowicz
kupuje tylu nowych zawodników, ale cała sytuacja zaczyna wyglądać nieco
surrealistycznie. Tak naprawdę możemy kupić sobie, kogo chcemy. Nie jestem
natomiast fanem drużyny narodowej. Po pierwsze - nie mamy dobrej drużyny, po
drugie - brytyjscy kibice są zbytnimi nacjonalistami. Choć przyznam ci się, że
po meczu z Tomaszewskim byłem mocno zawiedziony. Do dziś go pamiętam. Marin jest
fanem Arsenalu, więc czasem się kłócimy, i to dość poważnie. Kiedy Chelsea
wygrywa z Arsenalem, nie dzwoni do mnie przez dwa tygodnie. O piłkę bardziej się
kłócimy niż o muzykę. (13.02.2004)
Dave Gahan: - Gdy miałem 15 lat, w Anglii eksplodował punk rock. Zespoły
takie jak Sex Pistols czy The Clash były w telewizji, a ja chciałem być taki jak
oni. Utrzymywałem się z projektowania ciuchów, bo udało mi się dostać do szkoły
artystycznej. Chodziłem na koncerty punkowe i myślałem, że ja też mógłbym tak
grać. Dzięki punkowi odkryłem, że muzyka wcale nie musi być perfekcyjna.
Pracując nad „Paper Monsters", przypomniałem to. Wiem już, że wolno mi robić
błędy. (07.11.2003)
Dave Gahan: - Wiem, że mamy fanów w Polsce. Mogę powiedzieć im jedno.
Muzyka, którą nagraliśmy z Depeche Mode, będzie istnieć zawsze. Tego na pewno
nikt im nie odbierze. (07.11.2003)
Dave Gahan: - Mimo że nagrywanie własnej płyty było czymś niezwykłym, to
towarzyszył temu strach. Bałem się, że to, co robię, się nie spodoba. I nagle
pojawiły się w moim życiu takie papierowe potwory i nie dotyczyły wyłącznie
muzyki - były też emocje związane z moim małżeństwem, z dziećmi. Gdy poważnie
się nad nimi zastanowiłem, okazało się, że jest bardzo źle. Ale cierpi każdy.
Sztuką jest jednak przełożyć to na muzykę i w ten sposób poradzić sobie z
problemami. A że teraz jestem zadowolony? Znalazłem się w takim punkcie, w
którym otwierają się nowe możliwości i wyzwania. Podjąć je to oczywiście ryzyko.
Zignorować je byłoby jednak ryzykiem jeszcze większym. (04.06.2003)
Dave Gahan: - Nie udzielam innym wskazówek, jak powinni sobie ułożyć
życie. Moja muzyka może na nich wpływać, czasem pomagać. Nie mam jednak
odpowiedzi, jak żyć. Jeśli tego ode mnie oczekujecie, to znajdźcie sobie innego
bohatera. (04.06.2003)
Dave Gahan: - Tak, to było właśnie o tym [piosenka „Only When I Lose
Myself" z refrenem „Tylko jeśli się kompletnie zagubię, mogę się odnaleźć"
napisana przez Gore'a dla Gahana]. O tym, że zagubienie w kompletnej ciemności
może pomóc odnaleźć prawdziwe światło - jeśli masz szczęście i jeśli otworzysz
oczy. Przeszedłem to. To był trudny okres, chciałem po prostu zniknąć. Nie
umrzeć, tylko właśnie zniknąć. Dręczyło mnie wtedy coś, co czuję właściwie od
dzieciństwa - że jest mi niewygodnie we własnej skórze, jakby nie była
właściwego rozmiaru i gdzieś mnie uwierała. Chciałem przestać to czuć. Na
szczęście wyszedłem z tego - wystarczyło chcieć. Nie zgubiłem siebie do końca,
tylko jakąś część, i jednocześnie coś znalazłem. (31.05.2001)
Dave Gahan: - Myślę, że to jest poza naszym zrozumieniem. Mówię poważnie.
W każdej sztuce chodzi o to, żeby uwolnić coś, co jest ukryte wewnątrz ciebie -
to samo jest na przykład w malarstwie. Współpraca w zespole jest trudna - po
każdej trasie koncertowej zespół się właściwie rozpada. Niedobrze nam się robi
nawzajem na myśl o sobie samych. Na szczęście mamy tutaj pewną swobodę - nic nie
musimy robić, możemy odczekać trochę czasu, naładować się psychicznie i znów
działać razem. (31.05.2001)
Martin Gore: - Basildon... Bez dłuższych wyjaśnień, Basildon to takie
miejsce, gdzie jeśli o czymś marzysz, to o ucieczce. I to tak szybko, jak się
da. To spore miasteczko, zbudowane w latach 60. od zera. Miało rozładować
przeludnienie Londynu. Jednego roku nie było tam dosłownie nic, tylko świeżo
osuszone bagna, a już rok później stało tam miasto dla tysięcy ludzi. W latach
70., kiedy byłem nastolatkiem, nie było tam nawet jednej restauracji. Muszę,
niestety, od czasu do czasu jeździć do Basildon, bo tam nadal mieszka moja
rodzina. Prawie nic się nie zmieniło. Owszem, przybyło kilka restauracji, ale to
fast-foody. W dalszym ciągu młody człowiek nie ma tam absolutnie nic do roboty.
Nic poza piciem. To jedyny rodzaj kultury w Basildon. (31.05.2001)
Martin Gore: - Ja wszystko robię w sposób naturalny. Nigdy nie komponuję
piosenki w taki sposób - a teraz wymyślę skomplikowaną metaforę czegoś tam.
Siadam przy fortepianie, gram kilka akordów na gitarze, coś sobie nucę - i w ten
sposób wyzwalam to, co mam w sercu. (31.05.2001)
Martin Gore: - Nagrywaliśmy „Excitera” w studiu w Santa Barbara w
Kalifornii. Perkusista, który ostatecznie z nami zagrał, przyszedł do studia w
zupełnie innej sprawie, ale przypadkowo został przedstawiony naszemu
menedżerowi. Ten zażartował: skoro jesteś perkusistą, może zajrzysz do sali obok
- tam muzycy Depeche Mode właśnie programują rytmy do swojej piosenki, może
trochę pomożesz. On potraktował ten żart serio i przyszedł do nas. Prawdę
mówiąc, w pierwszej chwili chcieliśmy go wyrzucić - przecież nie wiedzieliśmy
nawet, kto to jest, każdy może wejść z ulicy i powiedzieć, że jest perkusistą.
Zapisaliśmy jego telefon, nazwisko i spławiliśmy, obiecując, że zadzwonimy do
niego, oczywiście bez takiej intencji. Wieczorem jednak sprawdziliśmy w
internecie, że to Airto Moreira, wirtuoz perkusji jazzowej, grał z Milesem
Davisem, Weather Report i Stanem Getzem. W latach 70. uważano go za najlepszego
perkusistę świata. Zadzwoniliśmy do niego oczywiście natychmiast. (31.05.2001)
Cytaty pochodzą z rozmów z muzykami Depeche Mode przeprowadzanymi przez
dziennikarzy "Gazety Wyborczej": Marcina Babko, Wojciecha Orlińskiego, Łukasza
Kamińskiego.
|
|
|
|