|
|
|
|
|
ARCHIWUM - ARTYKU£Y
|
Depeche Mode zagrali w Spodku
Marcin Babko - Gazeta Wyborcza (15.03.2006)
|
|
Prawie 9 tys. fanów bawiło się wczoraj na koncercie Depeche Mode w katowickim
Spodku. Koncert był perfekcyjny, idealny prezent dla każdego fana tej
najbardziej kultowej grupy na świecie
Fani bilety na ten koncert kupowali w czerwcu zeszłego roku. W pięć dni
wykupiono prawie wszystkie. Wczoraj wiernie stali pod bramami Spodka już na
kilka godzin przed ich otwarciem. Najwytrwalsi pierwsi weszli do hali i zaraz
wbiegli na płytę, by stanąć pod barierkami i mieć do swoich idoli jak najbliżej.
Prawie wszyscy ubrani na czarno - ten image zespół zapoczątkował już w latach
80. - chóralnie skandowali nazwę zespołu i śpiewali teksty ulubionych piosenek.
Aż dziewięć tirów wwiozło do Spodka sprzęt ważący ponad 20 ton, w trzech
autokarach wjechała ponadsiedemdziesięcioosobowa ekipa techniczna. Zespół
przyleciał na lotnisko w Pyrzowicach samolotem i po godz. 17 był już w Spodku.
Przed Anglikami z Depeche Mode zagrała nowojorska grupa The Bravery. - Wiemy, że
fani DM są wymagający, ale jak dotąd wszędzie w Europie i Stanach przyjmowali
nas ciepło. Mam nadzieję, że tu też tak będzie - powiedział nam przed koncertem
klawiszowiec John Conway. Nie było źle. The Bravery zagrali prawie pół godziny,
a tłum okazał pobłażliwą aprobatę. Nie było tańców, ale każdej piosence
towarzyszyły oklaski, w miarę krótkiego koncertu coraz większe. Ale zaraz potem
zaczęło się skandowanie: "Depeche Mode! Depeche Mode!". Zespół wyszedł na scenę
o godz. 21, a tłum skandował jego nazwę po każdym utworze. Kosmiczna scena,
rewelacyjne wizualizacje, idealne brzmienie. Koncert trwał dwie godziny. Zespół
zagrał piosenki z niemal wszystkich swoich płyt. Najgoręcej przyjmowano
klasyczne hity: "Behind The Wheel", "Never Let Me Down Again", "Enjoy The
Silence", "Personal Jesus", "I feel You", "A Question Of Time", ale też
dyskotekowe "Just Can't Get Enough". Na sam koniec zespół zagrał intymną balladę
"Goodnight Lovers". Większość utworów zagrana została ostro, wręcz garażowo. To
dlatego, że Gore przede wszystkim grał na gitarze, a tylko kilka piosenek na
klawiszach. Znamienne, że jego syntezatorowa konsola była ruchoma - stała na
scenie tylko gdy była potrzebna, później zjeżdżała i muzyk miał miejsce na tańce
z gitarÄ….
Koncert był piękny, pełen krańcowo różnych, ale zawsze maksymalnie sugestywnych
klimatów. Fani śpiewali wszystkie teksty, głośnym aplauzem nagradzali sceniczne
szaleństwa Davida Gahana i Martina Gore'a . Bliskość między zespołem a
publicznością była wręcz namacalna.
|
|
|
|
|