|
|
|
|
|
ARCHIWUM - ARTYKU£Y
|
Nikt nie gra koncertów tak jak Depeche Mode
Marcin Babko - Gazeta Wyborcza Katowice (10-03-2006)
|
|
- Czy lubicie pocić się na scenie? - zapytano członków Depeche Mode w 1988
r. - My się prawie nie ruszamy. Przecież gramy na klawiszach - odpowiedział
Martin Gore. Od tamtego czasu wiele się zmieniło
Depeche Mode wystÄ…piÄ… we wtorek w katowickim Spodku. Grupa od poczÄ…tku
dokumentowała swoje występy. W latach 80. i 90. wydawali je na kasetach VHS,
ostatnio kilka z nich ukazało się na DVD. Pokazują one, jak przez lata zmieniał
się sceniczny wizerunek zespołu.
Gdy zaczynali, w 1980. r., byli kolejnÄ… brytyjskÄ… grupÄ… syntezatorowÄ…. Dopiero
trzecia płyta, "Construction Time Again", pokazała, że DM gra coś więcej niż
tylko plastikowe przeboje dla nastolatków. Teksty Gore'a stały się poważniejsze,
melodie mroczniejsze. Równie ważna okazała się strona produkcyjna. Zespół
postawił na mało wtedy popularną technikę samplingu. Nagrywali rozmaite dźwięki,
przetwarzali je elektronicznie i sklejali. - To była jak pionierska ekspedycja.
Każdy z nas wyruszał w teren uzbrojony w młotek i mikrofon - wspominał Alan
Wilder. Płytę nagrali w Berlinie: pomysł na wykorzystywanie w muzyce dźwięków
otoczenia zaczerpnęli od niemieckiej grupy Einsturzende Neubauten. Im bardziej
ich muzyka stawała się złożona, tym większą zdobywali popularność. Ludziom
podobały się piosenki Gore'a, koncertowe show Gahana i image grupy, którym zajął
się reżyser Anton Corbijn.
Cały koncert jednym palcem
Na początku ich instrumentarium koncertowe było bardzo proste: trzy syntezatory
i wokal. Pokłady rytmiczne odtwarzano z taśmy. Gore czasem grywał na gitarze.
Większość melodii wykonywał Alan Wilder. Andrew Fletcher nie robił prawie nic.
Czasem uderzył jednym palcem w klawisz. Klasnął w ręce. Nawet jeśli śpiewał, to
najczęściej nie do mikrofonu. Mistrzem ceremonii był wokalista Dave Gahan. To
dzięki jego żywiołowości widza nie drażni statyczność sceny. Widać to na
koncercie The Rose Bowl w Pasadenie z 1988 r., który znalazł się na płycie i
filmie "101" w reżyserii D.A. Pennebakera. Relacja z amerykańskiej trasy
koncertowej, która kończy się wielkim show dla 75 tysięcy ludzi, wciąż robi
wrażenie. Pomysł był prosty: pokazać w trasie zarówno muzyków, jak i ich fanów.
Jedyny element ludzki
W 1993 r. zespół promował "Songs Of Faith & Devotion", swój najostrzejszy album.
Podkłady i wizualizacje Corbijna były bardziej dynamiczne. Na DVD "Devotional"
scena wciąż jest podzielona: na górze syntezatory, na dole wokalista. Po kilku
piosenkach to się zmienia. Gore z elektryczną gitarą schodzi na dół. Za perkusją
siada Wilder (w "Condemnation" gra na fortepianie). Są dwie wokalistki. Do pełni
szczęścia brakowałoby jeszcze tylko, żeby Fletcher złapał za bas... Prawie nie
rusza się jednak zza klawiszy. - Zawsze chcieliśmy różnić się od innych
zespołów. Grając cały koncert jak rockowa kapela, stalibyśmy się standardową
rockową kapelą - mówi w dodatkach Gore.
Wraz z muzyką zmienił się image Gahana: schludny ostrzyżony chłopiec zapuścił
długie włosy i brodę, zrobił sobie mnóstwo nowych tatuaży i, niestety, pogrążył
się w heroinowym nałogu. Na scenie zachowuje się jak rasowy rockman. W czasie
"In Your Room" skacze w tłum, a fani rozrywają na nim koszulę. Gahan jest chudy,
wyniszczony przez narkotyki. Ale wciąż pełen energii. Zasada, że na koncertach
Depeche Mode wokalista to jedyny "element ludzki", powoli przestawała
obowiązywać.
Szalony anioł i muskuły
Na DVD "One Night In Paris" są momenty niesamowite, np. gdy publiczność i muzycy
idealnie zgrywają się w "Freelove". Śpiew tłumu to zresztą stały element
wszystkich koncertów DM. Mamy rok 2001, a Dave Gahan jest w życiowej formie:
śpiewa świadomie, całkowicie zregenerowany żartobliwie pręży muskuły. Gore'a
wyraźnie cieszy granie na gitarze. Biega po scenie. Dużo śpiewa. W zespole nie
było już Wildera (odszedł w 1995 r.), więc trio musiało wspomóc się dodatkowymi
muzykami - perkusistą i klawiszowcem. W chórkach seksbomby w obcisłych skórach.
Przearanżowane utwory brzmią pełniej i dojrzalej. Cały koncert jest ciepły i
miękki. Bywa soulowo (wokale w "Waiting For The Night"). Ale ta muzyka wciąż ma
dużo energii, co słychać m.in. w "Black Celebration" i "I Feel You". Filmy
Corbijna są jeszcze lepsze. - To najlepszy show Depeche Mode. Aż do następnego -
mówi Anton Corbijn.
|
|
|
|
|