Było z nami źle, ale zamknęliśmy Gahana na klucz i zmiękł - mówią
"Przekrojowi" legendy lat 80., muzycy Depeche Mode.
Chyba nie zaczniesz znowu ubierać się w spódnice, prawda? - zapytał z niepokojem
w głosie Dave Gahan, gdy odkrył, że jego kolega z zespołu Martin Gore na nowo
maluje paznokcie czarnym lakierem. Zupełnie jak za dawnych lat, w czasach
największej świetności zespołu.
Gdy nawet najwięksi fani Brytyjczyków stracili nadzieję na pojednanie swoich
idoli, ci czteroletnie milczenie przerywajÄ… w stylu godnym legendy z 25-letnim
scenicznym stażem. "Comeback roku!" - krzyczą zgodnie ci, którzy słyszeli "Playing
The Angel", nowy album Depeche Mode. Takiego entuzjazmu Gahan, Gore i Andrew
Fletcher nie budzili od 15 lat.
Kryzys był o włos
Mało brakowało, a Depeche Mode nie doczekaliby przypadającej w tym roku 25.
rocznicy swego fonograficznego debiutu. Nad grupą, która nieraz już wychodziła z
opresji, a piekło zna jak własną kieszeń, przed dwoma laty zawisło widmo
definitywnego rozpadu. Ikonę neurotyków miały ukrzyżować artystyczne ambicje
Dave'a Gahana - frontmana i mrocznej wizytówki zespołu, ale w rzeczywistości
tylko wokalnego narzędzia w rękach Gore'a, naczelnego kompozytora DM. - Nie
wiem, czy jeszcze nagramy coś razem - groził Gahan, wydając solowy album "Paper
Monsters". - Nie chcę być dłużej marionetką w rękach innych.
- Zamknęliśmy Dave'a na klucz, dopóki nie zmiękł - żartują dziś w rozmowie z
"Przekrojem" Gore i Fletcher. W istocie Martin zastosował inny sposób - po raz
pierwszy w historii dopuścił wokalistę do prac nad albumem. Spod ręki Gahana
wyszły trzy kompozycje: "Suffer Well", "I Want It All" i "Nothing's Impossible".
- Odkąd Dave zaangażował się aktywnie w proces twórczy, atmosfera podczas
nagrywania płyty zmieniła się na korzyść - wspomina blondwłosy "dyrygent"
formacji. 11 nowych piosenek nagrali w pięć tygodni. Gore żartuje, że jak dla
nich to rekord świata.
Znów będą mówić
Gdy na niecałe dwa miesiące przed premierą "Playing The Angel" Depeche Mode
spotykają się z dziennikarzami w londyńskim hotelu na Charlotte Street, po
kryzysie w ich szeregach nie ma śladu. - Ostatnie lata na pewno nie należały do
najłatwiejszych. Przez o wiele gorsze rzeczy przechodziliśmy jednak między
albumami "Songs Of Faith And Devotion" i "Ultra" - opowiada Fletcher,
klawiszowiec grupy, jak zwykle elegancko ubrany w czarny garnitur. On właśnie,
spokojny były agent ubezpieczeniowy, zawsze brał na siebie rolę negocjatora
między trudnymi osobowościami pozostałej dwójki. Zdystansowany wobec
rockandrolla wyznał kiedyś, że jego matka umiera ze strachu, gdy wraz z Dave'em
i Martinem wyruszają w tournée.
Choć na zewnątrz upał, Gore dzielnie chowa się pod grubą wełnianą czapką.
Ukradkiem zerkam na jego paznokcie - umalowane! - Znów będą mówić, że wyglądamy
jak geje - przypominam sobie niedawne słowa Gahana.
Dwa momenty
"Jakże słodkie byłoby życie, gdybym uwolnił się od grzesznika, który we mnie
siedzi" - śpiewa Dave w piosence "The Sinner In Me" z nowego albumu. Tekst
wprawdzie napisał Martin, ale dopiero w ustach Gahana słowa te nabierają
właściwego znaczenia. Wokalista dwukrotnie ocierał się o śmierć. W maju 1996
roku w pokoju hotelowym w Los Angeles przedawkował heroinę i kokainę. - Nie
widziałem żadnych białych świateł czy świętego Piotra. Otaczała mnie kompletna
ciemność - opowiadał o stanie śmierci klinicznej, w którym znalazł się na dwie
minuty. Niecały rok wcześniej cudem przeżył nieudaną próbę samobójczą.
Niełatwo namówić Gore'a i Fletchera na wspomnienia o ciemnej stronie ich
kariery. - Pamiętam dwa szczególnie ciężkie momenty, w których losy zespołu
wisiały na włosku - z niechęcią odzywa się Martin. - Raz w naszą przyszłość
zwątpiłem podczas sesji nagraniowej do płyty "Ultra". Dave był wówczas w
fatalnej formie. Wyglądał naprawdę źle, nie był w stanie śpiewać. "Jeśli w ogóle
skończymy ten album, na pewno nie wydamy go jako Depeche Mode" - usłyszał ode
mnie nasz ówczesny producent.
Drugie załamanie dopadło Gore'a przed 10 laty, gdy wracał ze spotkania, podczas
którego Alan Wilder, do 1995 roku czwarty z członków oryginalnego składu
zespołu, nieoczekiwanie poinformował kolegów, że opuszcza szeregi Depeche Mode.
Najbliżej do U2
Ćwierć wieku w ciągłym blasku jupiterów nieuchronnie zbliża Depeche Mode ku
wygodnej kanapie, na której już lata temu usadowili się U2. Jest jednak
zasadnicza różnica między statusem zespołu Bono i Gore'a - Depeche Mode nigdy
otwarcie nie angażowali się w politykę czy sprawy społeczne. - Wszyscy
interesujemy się polityką, ale każdy z nas reprezentuje inne poglądy - tłumaczy
Fletcher. Gdy pada pytanie o ideę Live 8, Gore próbuje wybrnąć z sytuacji
dyplomatycznie, choć z chłodem. - Gdy odbywało się Live 8, byliśmy pochłonięci
studyjną obróbką naszej nowej płyty.
Tak jak nie znamy ich preferencji politycznych, niewiele wiemy również o życiu
prywatnym: jak mieszkają, jak spędzają wolny czas, na co najchętniej wydają
zarobione pieniądze. Odkąd Gahan wyrwał się z objęć heroiny, bulwarowa prasa
zdaje się nie zwracać na Brytyjczyków uwagi. A nawet gdyby chciała, zadanie
miałaby utrudnione, bo już przed laty wszyscy trzej zaszyli się w Ameryce. - Ku
naszemu zadowoleniu zainteresowanie brukowców przeniosło się na innych - mówi
Martin.
Pytany o chęć powrotu do Europy, niespodziewanie jednak ujawnia osobiste
tajemnice: jest w trakcie rozwodu i ze względu na trójkę dzieci wyklucza
wyprowadzkę z Santa Barbara w Kalifornii. Nie ukrywa również, że jego rozwód
odcisnął silne piętno na piosenkach z "Playing The Angel". Szczególnie na
singlowej "Precious": "Wszystko się psuje, ulega zniszczeniu / Myślałem, że
daliśmy radę to przetrwać, ale pewnych słów nie sposób wypowiedzieć".
Czarny Rój
Zaczynali jako przedstawiciele popularnej na poczÄ…tku lat 80. sceny new romantic.
W latach 90. zwrócili się ku gitarowej estetyce, ale teraz znów grają jak w
złotych latach. Zresztą na fali renesansu popularności mody z lat 80. w
tanecznych klubach na nowo królują brzmienia elektro z Depeche Mode (nazwę
oznaczającą "szybką modę" wzięli z tytułu francuskiego żurnala) jako głównym
punktem odniesienia i symbolem wracajÄ…cej mody na lata 80.
Z Polski, która do Depeche Mode żywi szczególną sympatię, moda na ich muzykę
nigdy nie zniknęła. W sierpniu bieżącego roku świat obiegła informacja o
aresztowaniu 24-latka z Kielc oskarżonego o kradzież pliku z singlem "Precious".
Polski fan miał złamać zabezpieczenia na serwerze producenta teledysku do
utworu, a potem puścić tenże w internetowy obieg. Wydawca zespołu oszacował
straty na 130 tysięcy funtów, ale policyjni informatycy potwierdzili zeznania
fana - nie ukradł pliku, tylko rozpowszechnił informację o tym, skąd można go
pobrać. Skutek był jednak taki, że w obawie przed piratami promocyjne
egzemplarze nowego albumu muzycy zamaskowali nazwÄ… fikcyjnej formacji Black
Swarm. Owym Czarnym Rojem Dave, Martin i Andrew nazywajÄ… grupÄ™ swoich
najbardziej zagorzałych fanów.
- Przerażają mnie małżeństwa naszych fanów sprzed 20 lat, które ubierają swoje
dzieci na moje podobieństwo. To chore - wyznał niedawno Gahan na łamach
brytyjskiej prasy. Czarny Rój zbierze się też podczas przyszłorocznej, trzeciej
wizyty Depeche Mode w Polsce. 14 marca 2006 roku zespół zagra w katowickim
Spodku. Biletów na koncert już nie ma. Jak wszędzie, gdzie będą promować "Playing
The Angel", rozeszły się w kilka godzin.
|