Strona g³ówna Kontakt Mapa strony Kana³ RSS





Celebrator - imprezy fanów Depeche Mode





ARCHIWUM - ARTYKU£Y
Szybka moda nie przemija
 Bartek Winczewski - Przekrój (październik 2005)
Było z nami źle, ale zamknęliśmy Gahana na klucz i zmiękł - mówią "Przekrojowi" legendy lat 80., muzycy Depeche Mode.

Chyba nie zaczniesz znowu ubierać się w spódnice, prawda? - zapytał z niepokojem w głosie Dave Gahan, gdy odkrył, że jego kolega z zespołu Martin Gore na nowo maluje paznokcie czarnym lakierem. Zupełnie jak za dawnych lat, w czasach największej świetności zespołu.

Gdy nawet najwięksi fani Brytyjczyków stracili nadzieję na pojednanie swoich idoli, ci czteroletnie milczenie przerywają w stylu godnym legendy z 25-letnim scenicznym stażem. "Comeback roku!" - krzyczą zgodnie ci, którzy słyszeli "Playing The Angel", nowy album Depeche Mode. Takiego entuzjazmu Gahan, Gore i Andrew Fletcher nie budzili od 15 lat.

Kryzys był o włos

Mało brakowało, a Depeche Mode nie doczekaliby przypadającej w tym roku 25. rocznicy swego fonograficznego debiutu. Nad grupą, która nieraz już wychodziła z opresji, a piekło zna jak własną kieszeń, przed dwoma laty zawisło widmo definitywnego rozpadu. Ikonę neurotyków miały ukrzyżować artystyczne ambicje Dave'a Gahana - frontmana i mrocznej wizytówki zespołu, ale w rzeczywistości tylko wokalnego narzędzia w rękach Gore'a, naczelnego kompozytora DM. - Nie wiem, czy jeszcze nagramy coś razem - groził Gahan, wydając solowy album "Paper Monsters". - Nie chcę być dłużej marionetką w rękach innych.

- Zamknęliśmy Dave'a na klucz, dopóki nie zmiękł - żartują dziś w rozmowie z "Przekrojem" Gore i Fletcher. W istocie Martin zastosował inny sposób - po raz pierwszy w historii dopuścił wokalistę do prac nad albumem. Spod ręki Gahana wyszły trzy kompozycje: "Suffer Well", "I Want It All" i "Nothing's Impossible". - Odkąd Dave zaangażował się aktywnie w proces twórczy, atmosfera podczas nagrywania płyty zmieniła się na korzyść - wspomina blondwłosy "dyrygent" formacji. 11 nowych piosenek nagrali w pięć tygodni. Gore żartuje, że jak dla nich to rekord świata.

Znów będą mówić

Gdy na niecałe dwa miesiące przed premierą "Playing The Angel" Depeche Mode spotykają się z dziennikarzami w londyńskim hotelu na Charlotte Street, po kryzysie w ich szeregach nie ma śladu. - Ostatnie lata na pewno nie należały do najłatwiejszych. Przez o wiele gorsze rzeczy przechodziliśmy jednak między albumami "Songs Of Faith And Devotion" i "Ultra" - opowiada Fletcher, klawiszowiec grupy, jak zwykle elegancko ubrany w czarny garnitur. On właśnie, spokojny były agent ubezpieczeniowy, zawsze brał na siebie rolę negocjatora między trudnymi osobowościami pozostałej dwójki. Zdystansowany wobec rockandrolla wyznał kiedyś, że jego matka umiera ze strachu, gdy wraz z Dave'em i Martinem wyruszają w tournée.

Choć na zewnątrz upał, Gore dzielnie chowa się pod grubą wełnianą czapką. Ukradkiem zerkam na jego paznokcie - umalowane! - Znów będą mówić, że wyglądamy jak geje - przypominam sobie niedawne słowa Gahana.

Dwa momenty

"Jakże słodkie byłoby życie, gdybym uwolnił się od grzesznika, który we mnie siedzi" - śpiewa Dave w piosence "The Sinner In Me" z nowego albumu. Tekst wprawdzie napisał Martin, ale dopiero w ustach Gahana słowa te nabierają właściwego znaczenia. Wokalista dwukrotnie ocierał się o śmierć. W maju 1996 roku w pokoju hotelowym w Los Angeles przedawkował heroinę i kokainę. - Nie widziałem żadnych białych świateł czy świętego Piotra. Otaczała mnie kompletna ciemność - opowiadał o stanie śmierci klinicznej, w którym znalazł się na dwie minuty. Niecały rok wcześniej cudem przeżył nieudaną próbę samobójczą.

Niełatwo namówić Gore'a i Fletchera na wspomnienia o ciemnej stronie ich kariery. - Pamiętam dwa szczególnie ciężkie momenty, w których losy zespołu wisiały na włosku - z niechęcią odzywa się Martin. - Raz w naszą przyszłość zwątpiłem podczas sesji nagraniowej do płyty "Ultra". Dave był wówczas w fatalnej formie. Wyglądał naprawdę źle, nie był w stanie śpiewać. "Jeśli w ogóle skończymy ten album, na pewno nie wydamy go jako Depeche Mode" - usłyszał ode mnie nasz ówczesny producent.

Drugie załamanie dopadło Gore'a przed 10 laty, gdy wracał ze spotkania, podczas którego Alan Wilder, do 1995 roku czwarty z członków oryginalnego składu zespołu, nieoczekiwanie poinformował kolegów, że opuszcza szeregi Depeche Mode.

Najbliżej do U2

Ćwierć wieku w ciągłym blasku jupiterów nieuchronnie zbliża Depeche Mode ku wygodnej kanapie, na której już lata temu usadowili się U2. Jest jednak zasadnicza różnica między statusem zespołu Bono i Gore'a - Depeche Mode nigdy otwarcie nie angażowali się w politykę czy sprawy społeczne. - Wszyscy interesujemy się polityką, ale każdy z nas reprezentuje inne poglądy - tłumaczy Fletcher. Gdy pada pytanie o ideę Live 8, Gore próbuje wybrnąć z sytuacji dyplomatycznie, choć z chłodem. - Gdy odbywało się Live 8, byliśmy pochłonięci studyjną obróbką naszej nowej płyty.

Tak jak nie znamy ich preferencji politycznych, niewiele wiemy również o życiu prywatnym: jak mieszkają, jak spędzają wolny czas, na co najchętniej wydają zarobione pieniądze. Odkąd Gahan wyrwał się z objęć heroiny, bulwarowa prasa zdaje się nie zwracać na Brytyjczyków uwagi. A nawet gdyby chciała, zadanie miałaby utrudnione, bo już przed laty wszyscy trzej zaszyli się w Ameryce. - Ku naszemu zadowoleniu zainteresowanie brukowców przeniosło się na innych - mówi Martin.

Pytany o chęć powrotu do Europy, niespodziewanie jednak ujawnia osobiste tajemnice: jest w trakcie rozwodu i ze względu na trójkę dzieci wyklucza wyprowadzkę z Santa Barbara w Kalifornii. Nie ukrywa również, że jego rozwód odcisnął silne piętno na piosenkach z "Playing The Angel". Szczególnie na singlowej "Precious": "Wszystko się psuje, ulega zniszczeniu / Myślałem, że daliśmy radę to przetrwać, ale pewnych słów nie sposób wypowiedzieć".

Czarny Rój

Zaczynali jako przedstawiciele popularnej na początku lat 80. sceny new romantic. W latach 90. zwrócili się ku gitarowej estetyce, ale teraz znów grają jak w złotych latach. Zresztą na fali renesansu popularności mody z lat 80. w tanecznych klubach na nowo królują brzmienia elektro z Depeche Mode (nazwę oznaczającą "szybką modę" wzięli z tytułu francuskiego żurnala) jako głównym punktem odniesienia i symbolem wracającej mody na lata 80.

Z Polski, która do Depeche Mode żywi szczególną sympatię, moda na ich muzykę nigdy nie zniknęła. W sierpniu bieżącego roku świat obiegła informacja o aresztowaniu 24-latka z Kielc oskarżonego o kradzież pliku z singlem "Precious". Polski fan miał złamać zabezpieczenia na serwerze producenta teledysku do utworu, a potem puścić tenże w internetowy obieg. Wydawca zespołu oszacował straty na 130 tysięcy funtów, ale policyjni informatycy potwierdzili zeznania fana - nie ukradł pliku, tylko rozpowszechnił informację o tym, skąd można go pobrać. Skutek był jednak taki, że w obawie przed piratami promocyjne egzemplarze nowego albumu muzycy zamaskowali nazwą fikcyjnej formacji Black Swarm. Owym Czarnym Rojem Dave, Martin i Andrew nazywają grupę swoich najbardziej zagorzałych fanów.

- Przerażają mnie małżeństwa naszych fanów sprzed 20 lat, które ubierają swoje dzieci na moje podobieństwo. To chore - wyznał niedawno Gahan na łamach brytyjskiej prasy. Czarny Rój zbierze się też podczas przyszłorocznej, trzeciej wizyty Depeche Mode w Polsce. 14 marca 2006 roku zespół zagra w katowickim Spodku. Biletów na koncert już nie ma. Jak wszędzie, gdzie będą promować "Playing The Angel", rozeszły się w kilka godzin.

Strona g³ówna Do góry
Copyright © 2005-2024 Modern Mode
Realizacja : DIALNET
strona g³ówna /  news /  zespó³ /  dyskografia /  galeria /  teksty /  fani /  archiwum /  strona