Strona g³ówna Kontakt Mapa strony Kana³ RSS





Celebrator - imprezy fanów Depeche Mode





ARCHIWUM - ARTYKU£Y
Syntetyczni i uczuciowi
 NME (1997)
Tydzień temu Dave Gahan rozwalił nas swoją horrorystyczną opowieścią o trwającym bardzo długo narkotykowym ciągu głupstw i demolki. W drugiej części naszego ekskluzywnego wywiadu z Depeche Mode, jego kumple-przyzwoitki, MARTIN GORE i ANDY "FLETCH" FLETCHER, opowiadają Keithowi Cameronowi, jak zmagali się z narkotyczno-alkoholową trasą i załamaniami (ich własnymi w tym czasie), by powrócić z nowym albumem "ULTRA". Ultrażywych widział STEFAN DE BETSELIER.

Więc myślisz, że Twój zespół jest wielki? Sorry Noel. Na ścianie przy wejściu do Abbey Road Studios wisi coś, co miażdży zbyt wielkie ego takich, jak Ty: dysk prezentacyjny dedykowany głupim The Beatles i ich sprzedanym płytom. Ogólnie ilość sprzedanych płyt - miliard i cały czas się sprzedają. Naprawdę wstrętne, kurewsko mi przykro, Noel.

Ale, kiedy Oasis opuściło najsłynniejsze studio nagraniowe w Londynie NW8 ostatniej jesieni, zapakowali się tam Depeche Mode. Ci są tutaj trochę bardziej lubiani. Z wielu rozsądnych i rzeczowych pomiarów i testów wynika, że Depeche Mode są wielcy. Sami Ci o tym powiedzą.

"Prawdopodobnie sprzedaliśmy więcej płyt niż jakakolwiek brytyjska grupa w ostatnich latach" mówi Andy Fletcher.
Widzisz? Wielcy
"Spokojnie, chciałbym to zobaczyć." Jak dużo więc ich było?
"Oh, kuśwa, nie potrafię policzyć. Nie robimy takich rzeczy jak George Michael i nie dodajemy ich wszystkich do siebie."
Martin Gore marszczy czoło "Prawdopodobnie dobijamy 30 milionów sprzedanych albumów."
"Prawdopodobnie więcej" oświadcza Fletch.
"Więcej niż 30 milionów?"
"Taa, obliczam to na coś pomiędzy 50 i 60 milionów sprzedanych albumów", mówi Fletch, jego potęga mentalnej arytmetyki ewidentnie zadziwi każdego. "Ale, żeby na to spojrzeć perspektywicznie" ostrzega Martin "to niedaleko miliarda."
Naprawdę wciąż pozostają daleko w tyle za The Beatles, ale Depeche Mode zrobili niezaprzeczalnie wszystko, co się dało, aby stać się The Rolling Stones. Ostatnimi czasy Mode dali dokładne wskazówki, jak na trasie można oddawać się bachanaliom na tytaniczną skalę.
Na przestrzeni czternastu miesięcy, zawarto 125 występów na pięciu kontynentach, Devotional Tour pokazała im ich własną definicję słowa wielkość. Depeche Mode grali dla wielkich tłumów na wielkich stadionach, zrobili wielkie pieniądze i wielki hałas... i mieli wielkie party każdej nocy Tak wielki i głodny był Modebatalion na trasie "Devotional", że w pełnym wymiarze godzin został zatrudniony dealer, by zapewnić nieprzerwane źródło dostaw narkotyków. Przez trochę więcej niż rok Depeche Mode, pomimo synth-popowych wspomnień z Basildon, żyli tak, jak to dyktują mity rocka - i byli bliscy zamordowania się nawzajem, dzięki temu procesowi.
David Gahan, z pewnością dotarł do momentu zamknięcia tego faktem swojej własnej śmierci. Niemożliwa do zatrzymania trasa - wprawiające w szał oddanie się heroinie, wokal Mode przerwał linię życia w ambulansie w Los Angeles ostatniego lata, prawie śmiertelny scenariusz, który dał bodźca do jego przybliżającej się rehabilitacji i przywiódł ostatecznie gościa, aby wypełnił lukę w Abbey Road przy produkcji nowego albumu Depeche Mode.
Gahan nie wiedział, kiedy przestać, ale inni członkowie zespołu też mieli swoje momenty. Usta poległych na koncie "Devotional" maratonu zawierała całe Depeche Mode i liczyła jednego ćpuna, jedno załamanie nerwowe, jednego psychicznego i nerwowego wraka, i oczywiście jednego eks-członka. Odejście Alana Wildera w sposób oczywisty nie było dobrym znakiem dla harmonii w grupie. Ale w końcu udało mu się utrzymać z dala od szpitala. Martin Gore był dwukrotnie trafiony "przepracowaniem", a Andy Fletcher był nieobecny pod koniec amerykańskiej trasy, jego psychika nie mogła opierać się stresom i strachowi ani chwili dłużej.
Jedząc w restauracji Fletchęra "Maida Vale", Martin Gore ujawnia delikatnie, psychiczne tortury człowieka, który był świadkiem zadziwiających i makabrycznych czynów, wszystkich sprowokowanych na niego.
"Zagubiliśmy sens tego wszystkiego. Zagubiliśmy go wraz z ostatnią trasą. Ale teraz naprawdę jest ciężko dla nas, na naszym poziomie, by zdecydować zrobić kilka jakichś ważnych koncertów na świecie. Minimum, które chcielibyśmy poświęcić na trasę to dziewięć miesięcy Może powinniśmy pozostać przy tym, co zrobiliśmy z "Violatorem', który miał 90 występów. Który także był za ciężki, zbyt duży i szedł jak po grudzie. Ale mówiąc o ostatnim projekcie, zdecydowaliśmy się zrobić czternastomiesięczną trasę i myślę, że to 30 do 40 występów ekstra było słomką, która przeważyła to wszystko, że konie pociągowe padły. Heh-heh-heh"
"Intensywność balangowania weszła na nowy, niespotykany do tej pory poziom" dodaje Fletch. "To stawało się coraz gorsze i gorsze i gorsze i gorsze, aż do chwili, gdy trasa stała się dokładnie jednym wielkim party. Każdej nocy. Martin powiedział, że położył się spać wcześnie tylko jeden raz przez całą trasę."
Martin Gore znów się śmieje. Jest to śmiech dziwny, jakby ktoś zaczynał drżąco basso profondo z impresji Basila Brusha "Heh-heh-heh!" Kiedy naprawdę zaczyna, zmienia głos delikatnie i brzmi, jakby dusił się swoimi chipsami. "A-heurgh!A-heurgh!A-heurgh-heurgh-heurgh!"
Jak wcześnie jest wcześnie?
Martin:"0koło 12. Nie zejdziesz ze sceny przed 10.30, 11, więc idąc do łóżka o 12, naprawdę coś tam zyskujesz."
Fletch: "Cała ta historia tylko brzmi jak rock'n'roll. Ale przypuszczam, że właśnie nim jest. Taką właśnie drogą kroczyliśmy".
Jeśli Andy Fletcher brzmi trochę dziwnie, słysząc siebie opowiadającego te obserwacje, jest to ciężka niespodzianka. Budując mozolnie swoją karierę w księgowości pozostaje w opozycji do fetowania w błyskach fleszy świeżo ukrzyżowanych dziewic, jego najważniejszą rolą w przedsiębiorstwie Depeche Mode jest nadzorować koncepcję, wykonawstwo i sukcesywne rozwiązanie każdego "projektu", które obaj, on i Gore chcą podciągnąć pod oficjalną Mode-aktywność. Nawet rozciąga się na zgodę na pięć minut dla Martina, by skończył swoje piwo, zanim porwiemy go, aby błysnąć fleszem po oczach. "Chodź", denerwuje się "mamy trochę w planach na dziś."
Ale jak Martin osobiście protestuje, Depeche Mode nie są tak zdeprawowani, "jakimi ludzie chcieliby nas widzieć." Dave Gahan może wyglądać jak wcielenie rock'n'rolla, ale nie w ten sposób. Nie. Inspiracja jego image'u sponsorowanego przez szatana przyszła z ksfązki. A dokladniej z książki o The Rolling Stones.
"Taa." Gahan kiwa głową, lekko nieprzytomnie w czasie wywiadu w jego norze w Abbey Road Studios. "Philip Norman, (autor biografii The Rolling Stones) -Keef, człowieku! Keef był taki prawdziwy! Patrzę na niego teraz i kocham go."
Jak długo Gahan zdawał sobie z tego sprawę, Keef przetrwał tak długo, jak mógł tylko dzięki dobrej pracy profesjonalnych "lekarzy", którzy "pracowali" na trasie Stones'ów w czasie narkotykowych szczytów.
Czyż Dave nie był podobnie obsługiwany na "Devotional Tour"? Mógł nie widzieć tego dobrze, ale pozwolił samemu sobie rozpocząć i ewentualnie nie zakończyć tego.
"Mieliśmy zatrudnionego na pełny etat psychiatrę na trasie - najlepszego, jak to tylko możliwe!" śmieje się Gahan. "Bardzo zabawne. Nigdy do niego nie poszedłem. Nie miałem żadnych problemów, hahaha! Nie psychologicznych, w każdym bądź razie! Tak bardzo bytem zdesperowany by do niego nie iść, że prędzej mogłem zaprosić Primal Scream do wspólnego odbycia trasy z nami, oni byli perfekcyjni, absolutnie perfekcyjni! Uwielbiam ich ostatni album, wszystko to, czym chciałbym, żebyśmy my byli! To były moje fantazje. Mieliśmy mnóstwo zabawy, dokładniej mnóstwo czasu świetnie razem spędzaliśmy. Zawsze byli w mojej garderobie!"
To musiało być niezłe pobojowisko.
"To był po prostu majstersztyk! Pukali przed występem do drzwi i albo była to Innes, albo Throb, albo Bobby, (przyjmuje całkiem znośny akcent) 'Masz coś do wciągnięcia panie G., cały dzień jestem wkurwiany, muszę coś wciągnąć panie G. "Hahaha! Bardzo zabawne, l oczywiście zaopatrywałem ich w to, czego potrzebowali. Bobby widział dobrze od początku do końca moją małą grę, i czułem, że ja też go na wskroś przejrzałem. Cuchnął wielkim image'em, będąc tym zmarnowanym popierdoleńcem, ale jest naprawdę mądrym, przebiegłym facetem. Bobby balansował i zajebiście mu to wychodziło, wiedział zawsze, kiedy przestać. Ja nie wiedziałem. Nawet sobie nie zdawałem sprawy, że tak naprawdę to nikt tak bardzo się w to nie bawił, nie tak mocno. A Primal Scream to potwierdzili.
Dla Martina i Fletcha, impakt w życiu Dave'a zarówno przypadkiem, jak i z wyboru byt niezbyt ciężki i słabo zauważalny z powodu dystansu fizycznego, jak i duchowego, który jak na wykresie rozwinął się pomiędzy trzema chłopakami z Essex po tym, jak Gahan przeniósł się do Los Angeles w 1991
roku. Ani jeden, ani drugi, nigdy nie zabawiali się z heroiną i dlatego obydwaj długo nie potrafili zrozumieć, ani pogodzić się z tym, co się przydarzyło ich przyjacielowi.
"Mam wrażenie, że to stało się Dave'owi dwukrotnie (śmierć)", mówi Martin, "co nie jest złym wyjściem. Jeśli dzwoni do Ciebie Twój manager, albo ktoś inny i mówi: "muszę pogadać z Tobą o Dave'ie, stało się coś naprawdę strasznego", masz coś takiego: "O mój Boże, stało się." i to zdarzyło się dwa razy. l naprawdę jest to bardzo źle, ale jest to dokładnie taki kurs, po jakim poruszał się Dave."
"Powinien być martwy." stwierdza Fletch. "Powinien być martwy, powaga. Nie wiem, dlaczego jego ciało trzyma się wśród nas."
Martin: "Zaraz, co to za zwrot? Urzędy, więzienie, śmierć?. A Dave mówi: "byłem tam wszędzie i wszystko to widziałem." l wciąż chodzi. Wciąż śpiewa. Więc jest to cud, chwalmy Pana. Heh-heh-heh-heh!"
Twoja wytwórnia mus być szczególnie wdzięczna.
Fletch: "Musieli dostać parę ataków serca przez ostatnie parę lat."
Martin: "A-heurgh-heurgh-heurgh!"
Depeche Mode są naprawdę wielkim biznesem. Mute Records zależy na pożywnych płytach Depeche Mode (a bardziej na ich sprzedaży), by zasponsorować innych, mniej komercyjnych wielkich artystów. Chcieliby co nie jest niespodzianką acz jest bardzo niesmaczne, ale faktycznie prawdziwe, by organizacja Depeche Mode widziała w narkotykowych ciągach Gahana bardziej niewygodę finansową, niż czysto osobistą tragedię.
Osobiście Gahan przyznaje się do uczucia urazy odnośnie tego, co czuł, gdy oni zajęli się swoimi własnymi interesami.
"Pół roku temu to naprawdę mnie pierdoliło, ponieważ wszystko to widocznie ważne da Martina i Fletcha, byłoby nieważne, jeślibym umarł, nie byłoby więcej Depeche Mode. Nie dostałem żadnej pomocy w tym wszystkim, zupełnie żadnej od Fletcha, czy Martina, w żadnym momencie. Tak naprawdę może słyszałem Martina raz, czy dwa razy przez prawie ostatnie trzy lata. By być uczciwym, nie sądzę, by oni wiedzieli, jak bardzo źle było ze mną. Widywali mnie sporadycznie i cały czas ich wystarczająco ogłupiałem i oszukiwałem,"
"Ale wciąż czuję się trochę dotknięty, szczególnie przez Martina. Zadzwonił do mnie przed tym, jak poszedłem do Exodus (jednostka detoksykalizacyjna, gdzie ostatecznie odtruto i wyleczono Gahana), był na mnie taki wściekły odszedłem od telefonu we łzach, ponieważ wyobraziłem sobie: "Kurwa, oni naprawdę nie mówią gówna o mnie, i naprawdę może się zdarzyć, że nie będzie Depeche Mode. "Bardzo egoistycznie."
"Byłem chyba największym egoistą, jaki może być; tak dalece i cały czas to się zwiększało, ale byłoby bardzo miło, gdybym otrzymał trochę wsparcia od tak zwanych moich przyjaciół. Fletch ma w zwyczaju mówić mi mnóstwo o swoich przyjaciołach, a oni powiedzieli mu coś takiego: "Dlaczego po prostu nie kopniesz go w dupę?" Hahaha! Całkiem zabawny pomysł przyjaciół Fletcha!"
Co do jednej rzeczy, wszyscy trzej członkowie Depeche Mode zgadzają się, a jest to lekkość, z jaką spłodzono, doniesiono w tonie trzech matek i zrodzono obecny projekt, który bardzo łatwo mógłby stać się niewykonywalnym, a to byłoby przecież nieznośne, gdyby Alan Wilder pozostał w zespole.
Zapamiętany przez Martina Gore, jako "mizantrop", człowiek, który w 1982 roku zastąpił Vince'a Clarke'a i rozpoczął rezydowanie w zespole techno-dziwactwa - przecież nie z pewnością jako tekściarz, ta funkcja spadła na Martina Gore - od początku było jasne, że będzie irytował wszystkich. Fletch żartuje, że jego odejście było nieuniknione "ponieważ nie pochodził z Essex."
"Kiedy Alan opuścił zespół, upierdliwe robił konferencje prasowe" mówi Martin. "Jednym z jego najczęściej używanych tekstów jest to, że czuł się wyjałowiony i przepracowany przez te lata, kiedy niezbyt rozważnie się forsował, l jeśli powodem decyzji odejścia było właśnie to, to ja Ci powiem, że powodem było to, że on jest takim kontrolowanym świrem. Jeśli niezbyt rozważnie się forsowaf, to znaczy, że taką drogę sobie wybrał."
Przypuszczalnie nie będziecie się ze sobą kontaktować?
Fletch: "Nigdy nie byliśmy z nim w żadnym kontakcie, w każdym razie w czasie kiedy był w zespole. Przecież tylko on mieszka w Cricklewood. To prawie tak, jakby nigdy nie istniał."
Martin: "Nie uważam, czy powinniśmy kiedykolwiek znaleźć jakiś wspólny język z Alanem, ponieważ był on integralną częścią zespołu i osobą która wszędzie wtykała swój nos i zawsze miała mnóstwo do powiedzenia na temat tego, co zespół robi."
"Mógł nas spowolnić." podsumował Fletch.
"Myślę, że mniej wybaczę Alanowi..." kontynuuje Martin. "Zgodzę się, że po tym, jak usłyszałem w radio, że Dave miał zapaść i został aresztowany, pomyślałem: "To już jest koniec, to jest ten dzień." po prostu widziałem projekt zamknięty. Koniec. Ale jestem naprawdę szczęśliwy, że daliśmy mu jedną, ostatnią szansę, chociaż tyle razy zawiódł nas w przeszłości. Zapanował nad sobą i ostatnie pół roku to zabawa i bułka z masłem.
Fletch: "Więcej zainteresowania media okazały dla Dave'a, a raczej dla jego zapaści i samobójstwa, niż kiedykolwiek przez całą karierę. Mieliśmy dwie strony w Sunday Times! Teraz, kiedy próbujemy dostać się do Sunday Times z naszą muzyką to nie ma takiej możliwości na tej ziemi."
Martin: "Heh-heh-heh-heh!"
Fletch: "Ale Dave'a samobójstwo i te wszystkie rzeczy; oczywiście!"
Martin: "Jedna rzecz, którąpowinniśmy zawsze pamiętać, jest to, że Dave i narkotyki są aspektem zespołu. To jest duża część życia Dave'a, ale z pewnością to on jest w zespole sensacją dnia i na nim skupia się uwaga całego świata. Ale przecież są jeszcze inne interesujące ciekawostki, jeśli chodzi o ten zespół..."
Fletch: "Niewiele!"
Martin: "Heh-heh-heh! Oczywiście zdajemy obie sprawę, że ludzie są zainteresowani tym, jak Dave wpad w narkotykowe bagno, ale mam nadzieję, że zainteresowani są także faktem, że kończymy album."
Fletch: "Kiedy nagrywasz płyty, zawsze wypływają te same problemy, Dave zaś był sporym problemem w tym roku, ale mógłby sobie być, gdybyśmy nie mieli utworów, na przykład Martina źródło wyschłoby."
Martin: "Mógłbym ominąć tą przeszkodę."
Fletch: "Z pewnością!"
Martin: "Taa, żartowałem. Heh-heh-heh-heh-heh!A-heurgh-heurgh-heurgh-heurgh...!
Jest wiele godnych uwagi aspektów, jeśli jest mowa o nowym albumie Depeche Mode. Jeden z ważniejszych, to fakt, że płyta jest. Funkcje Wildera przejął Tim Simenon i jego team produkcyjny - programista, klawiszowiec i inżynier. W czasie pierwszego wspólnego spotkania Gore powiedział Simenonowi, iż jest zainteresowany tym, aby nadać płycie oparty na hip-hopie dźwięk ostry jak gilotyna, podświadomy ukłon w stronę amerykańskich grup późnych lat osiemdziesiątych, takich jak 3rd Bass, które miały w wielkim poważaniu pionierskie osiągnięcia Depeche Mode w zakresie tkania elektronicznych gobelinów, a które zawiodły ich aż do powstania "Never Let Me Down Again".
W umowie nie było żadnych innych warunków i piętnaście miesięcy po rozpoczęciu pracy, wściekli na dodatkowe komplikacje - "Ta, prawie stracili wokal", uśmiecha się Simenon - "Nigdy wcześniej coś takiego mi się nie przytrafiło" - stwierdza triumfalnie brzmiące oświadczenie przybywającego rezonansu Martina Gore'a, pomioty traktatu o życiu przez duże Ż (sens tego), i Gahana szczyty zdolności interpretacji wokalu. Simenon określa z przekonaniem jako psychedeliczne/B-boy/pornograficzne, "cokolwiek to kurwa ma znaczyć." Nazwali to ULTRA.
"Tytuł naprawdę współgra z naszym nowym wyglądem" - mówi Martin. "Straciliśmy członka po drodze i teraz jest nowa, udoskonalona, uszczuplona wersja. A-heurgh, a-heurghhh! Myślę, że jest to świetny pozytywny tytuł."
Wiele utworów z "Ultry", włączając w to nowy singiel "Barrel Of A Gun" rzuca wyzwanie przeznaczeniu. Gore'a nowa fascynacja to genetyka - "Jedynym prenumerowanym przeze mnie czasopismem jest "New Scientist" - wspomagany przez swoje przekonanie, że nasze życia są w wielkiej mierze zdeterminowane w momencie urodzenia.
"Barrel Of A Gun" jest o zrozumieniu tego, co się dzieje, gdy błędnie uważasz za niezbędne i konieczne wkroczenie w czyjś schemat życiowy. Możesz mieć nieznaczne zboczenie ze swojej ścieżki, którą kroczysz, ale myślę, że jest tutaj napisane coś da nas, to znaczy jest. Nie jestem totalnym fatalistą myślę po prostu, że mamy coś do powiedzenia w pewnych kwestiach, ale nie myślę, żeby to było traktowane poważnie."
Jakie burze mieszania się wściekłej psychiki w opoce Depeche Mode! Nie jest trudno wyobrazić sobie jakie myśli przebiegały przez mózg Dave'a Gahana, kiedy śpiewał pomiot z "Ultry", fatalne kawałki, biorąc pod uwagę, że trochę więcej niż dwa miesiące wcześniej zręczność kalifornijskich paramedyków powstrzymała jego długotrwałe oddanie się narkotykom zagrażające jego życiu.
Czy słyszy Martina mówiącego do niego?
"Tak. On twierdzi, że nie. Myślę, że on podświadomie patrzy wgłąb siebie. Myślę, że Martin jest na takiej scenie, gdzie realizuje się w 100% i mam nadzieję, że potrafi się odwrócić i będzie w stanie kontrolować swoje własne problemy, jakimikolwiek miałyby być. Nie odpuszczę sobie sądu nad Martinem, ale myślę, że on ma taki mały alkoholowy problem i wydaje mi się, że on sobie z tego doskonale zdaje sprawę. Znienawidziłbym go w momencie, gdy straciłby wszystko, podobnie, jak ja to zrobiłem, zanim by osiągnął szczytu samorealizacji. Więc myślę, że Martin pisze te numery i nie potrafi pomóc, ale myśli o tym, co się ze mną dzieje i wtedy może patrzy w siebie stojąc twarzą do lustra. Myślę, że właśnie tak pracuje."
"Depeche Mode to utwory Martina i mój wokal. Muzyka daje bardzo dużo do myślenia i wtedy wkładam w to cafe moje serce. Kocham śpiewać, i chyba powinienem za tym tęsknić, gdy tego nie robię."
Na razie nie ma planów odnośnie tego brylantu - usilnie i bezsensownie wypierdala zespół na trasę, z łatwą do przewidzenia przyszłością.
Depeche Mode są wystarczająco wielcy już.
Strona g³ówna Do góry
Copyright © 2005-2024 Modern Mode
Realizacja : DIALNET
strona g³ówna /  news /  zespó³ /  dyskografia /  galeria /  teksty /  fani /  archiwum /  strona