|
FANI - ARTYKUY
|
Święta wojna
Razem (1991)
|
|
WYSIADAJĄCYCH Z POCIĄGU WITA NAPIS WYMALOWANY NA ŚCIANIE:
"KŁODZKO! WYCIERAĆ BUTY". PO PRZECIWNEJ STRONIE KOŚLAWE LITERY: "DEPESZOWCY TO MORDERCY".
Dotąd było to spokojne miasto. Żadnych burd, wyskoków,
nabrzmiałych problemów. Młodzież jak wszędzie - trochę orłów
szturmujących wielkomiejskie uczelnie, trochę marginesu podwyższającego
statystyki przestępczości nieletnich, cała reszta - przeciętna,
kończąca szkoły zawodowe, spędzająca popołudnia na ulicach
i w bramach, słuchająca ukochanej muzyki. I właśnie o te
muzykę poszło. Taka przynajmniej informacja obiegła cały
kraj… Policjant pracujący z nieletnimi, nie kryje swoich
obaw: prasa rozbudza ludzkie zainteresowanie, robi z igły widły
i dopiero po tych publikacjach - a była już lokalna telewizja,
radio i kilka gazet - może się zacząć. Wszyscy mówią o zemście,
plotka wytypowała już nawet ofiary.
A tymczasem w całym tym tragicznym zdarzeniu nie było wielkiej
ideologii. To w ogóle rozdmuchany problem. Kiedyś nie
analizowano tak szczegółowo subkultur młodzieżowych, nie
robiono z nich doktoratów. Dziś wszyscy zastanawiają się, co
mają skini do metali, dlaczego tak źle patrzy z oczu
satanistom i co na to wszystko depechowcy? Kiedy zaś młodego
człowieka, zwolennika tego, czy innego ruchu zapyta się, o co
w tym wszystkim chodzi, okazuje się, że poza fasadą ubioru
czy zachowani nie ma nic. Brak motywacji, głębszej refleksji.
Metale biją łysych, bo kolega powiedział koledze, że tak
trzeba, bo tak się dzieje gdzieś w Anglii czy Niemczech. I
niektórzy to kupują. A tymczasem, bez względu na ideologiczne
kawałki, zawsze kończy się na chuligaństwie - ordynarnym
chamstwie i potrzebie wyżycia się - które wszędzie ma tę
samą twarz.
To jest miasto depechowców. Od dworca kolejowego, w centrum, aż
po krańce peryferyjnych osiedli na murach króluje "Up
with DEPECHE MODE" i "DM KING" w koronie. Większość
napisów jest po zlocie fanów, który sami organizatorzy uznali
za niezbyt udany. Rozbudził on jednak kolejną falę
zainteresowania DM, nawet w średnich klasach podstawówek.
Krzysiek (20 lat, włosy krótko obcięte po bokach, u góry dłuższe,
blond trwała, czarne spodnie, koszula i kurtka, buty z nabitymi
na wierzchu blachami) opowiada z dumą, że swoje DM wymalował
nawet na murze twierdzy górującej nad miastem. Tylko, że ktoś
wdrapał się tam po nich i tak jak w wielu innych miejscach -
dopisał hasła metalowe. No, a ostatnio pojawiło się DM na
szubienice… Marek (17 lat, szczupła twarz, włosy po bokach
krótkie, dłuższa grzywka, czarna koszula) twierdzi, ze to się
musiało tak skończyć, Metale śmiali się z nich, że słuchają
żałobnej muzyki, wyzywali ich od "czarnych pedałów",
chcieli zapanować nad miastem. I o to szła wojna. Najpierw na
zamalowywanie zapisów, później na wyzwiska i groźby.
Feralnego dnia Marek wracał z trzema kolegami z sąsiedniego
miasteczka z basenu. Około godziny 18 wysiedli z autobusu.
Nieopodal dworca natknęli się na kilkunastoosobową grupę
metalowców - uzbrojonych w pasy, łańcuchy, butelki. Jeden z
nich zaatakował. Mirek, kolega Marka trenujący sporty obronne,
wykręcił mu rękę. Po krótkiej szamotaninie wszyscy się
rozpierzchli. Gdy w chwile później Marek powrócił w to
miejsce z trzema nowo spotkanymi kolegami, metali już nie było.
Byli natomiast znajomi depechowcy. Informacje o grasujących
metalach docierały z różnych stron. Zastanawiali się, co
robić. Byli podnieceni, zdenerwowani. Wtem nadbiegł chłopak z
informacją, że na starówce metale pobili jakiegoś
depechowca. Ktoś krzyknął: "Zawołajcie Jarka!".
Ktoś inny wrzasnął: "Przypier… s…synom!".
Jarek był ich kolegą z ulicy. Miesiąc wcześniej wrócił z
więzienia. Z czterech lat za rozbój odsiedział dwa. Wyszedł
warunkowo. Tego dnia miał urodziny. Gdy go zawołano, nie wahał
się chwili. Starszy brat jednego z depechów powie później,
ze to kwestia honoru. Oni tu wszyscy tacy. Dzielnica wiadomo -
lepiej po nocy nie łazić samemu, ale swoich skrzywdzić nie
dadzą. Teraz też powiedzieli, że gówniarzy samych nie
zostawią, dosyć już mają metalowego pobrzękiwania łańcuchami
i wrzasków: "śmierć depechom!" pod oknami. Dlatego
rozumie Jarka, który zawołany na pomoc stanął na czele
grupy.
- Trzech ze mną do piwnicy - zakomenderował. Po chwili wrócili
z blisko metrowymi pałami przyciętymi ze stylisk od łopat.
Ci, dla których nie starczyło broni, uzbroili się w deski z
pobliskiego parkanu. Ruszyli na miasto. Ktoś powiedział, że
metale są na dworcu kolejowym. Jarek szybko wydał dyspozycje:
Jedna grupa tylnymi schodami, druga - od przodu, a my - wskazał
na Marka - na skróty, nasypem. Na peron wskoczył tuż przed
przejeżdżającym pociągiem towarowym. Maszynista zezna później,
ze zauważył trzy osoby: dwóch chłopaków i dziewczynę.
Marek jednego z chłopaków i dziewczynę znał, byli stąd,
chodzili ze sobą. Drugi chłopak był obcy. Następne sekundy
przesuwają się przed oczami Marka jakby w zwolnionym tempie:
Jarek, bez słowa, uderza swym kijem w plecy jednego chłopaka,
a następnie drugiego. Ten, zaskoczony nie broni się, lecz kładzie
na ławce, by uniknąć dalszych razów, kij pęka. Dziewczyna z
krzykiem ucieka w stronę kas biletowych. Jarek wraca do
pierwszego chłopaka, a Marek pilnuje leżącego. Obok toczy się
z łoskotem pociąg. Obcy uderzony pięścią w twarz zatacza się,
jakby mdlejąc i wpada między peron a jadące wagony. Jarek próbuje
go wyciągnąć. Uderzony przez kolejny wagon puszcza ciało, które
osuwa się pod koła… Marek podbiega do wynurzających się z
tunelu kolegów. Każe im zawracać. Wszyscy znikają. Pociąg
toczy się dalej…
Mariola i jej chłopak Krzysiek spotkali go przypadkowo, Znali
się z widzenia, wiedzieli, że mieszka na Śląsku. Prosił, by
odprowadzili go na dworzec, chciał wracać do domu.
- Powiedział, że boi się iść sam, gdyż dostał od
depechowców. Nie wie od kogo, ale wie za co, bo wcześniej
pobili z kolegami jakiegoś chłopaka z pobliskiej ulicy.
Jego koledzy, z którymi przyjechał tu do znajomego, zeznają później,
że są metalowcami, a "depeche biją nas po mordach".
Złożę policji deklarację, że zrobię wszystko, by pomóc w
odnalezieniu sprawcy. Ojciec, gdy przyjechał po syna, miał
szklane, puste oczy. Nie wiedział skąd chłopak wziął się
tutaj - były ferie, powiedział, że jedzie z kolegami do
Opola.
- Był dobrym chłopakiem, nie sprawiał żadnych kłopotów.
Interesował się piłką nożną i nowoczesną muzyką młodzieżową…
Prowadzący śledztwo szef komendy kolejowej policji niejedno już
widział. Przeraża go jednak to nagromadzenie agresji, ślepa
żądza walki, która musiała tkwić w oczach ponad dwudziestu
nastolatków biegnących z pałami, szukających w centrum
miasta swej ofiary. Skąd to się bierze? Z chęci wyżycia się,
braku zajęcia, nagromadzenia frustracji, braku właściwej
opieki… Łatwe odpowiedzi… Krzysiek, Piotr i Rafał (fryzury
zgodne z wzorem, czarne stroje) są prawdziwymi depechowcami.
Proszą, by odróżnić ich od "enjoyów" - ludzi, którzy
słuchają Depeche Mode od niedawna, najczęściej od
wylansowania przeboju "Enjoy The Silence". Takich wśród
młodych jest najwięcej. Oni słuchają dłużej, mają
kontakty z ruchem w całej Polsce, jeżdżą na zloty, zdobywają
nagrania i tłumaczą teksty. Dlaczego kochają Depeche Mode? Bo
grają spokojną i dobrą muzykę, ich teksty są o życiu, miłości,
zrozumieniu i wzajemnym szacunku. Dlaczego chcą podkreślić,
że prawdziwi depechowcy nie mieli nic wspólnego z tym, co zaszło
na dworcu? Tego wieczoru owszem widzieli grupę metali, ale to,
co stało się później nie było ich dziełem.
- My jesteśmy spokojni, do metali nic nie mamy - mówi Rafał.
- Pierwsi na pewno nie zaczniemy.
Przyznaje jednak, że atmosfera nie jest normalna. Kilka dni
temu nauczyciel przywitał go na szkolnym korytarzu: "E,
depech! Ty jeszcze żyjesz?". Dlatego niektórzy nie
wytrzymują - przebierają się w "normalne" ubrania,
zmieniają fryzury, nie łażą bez potrzeby po nocy. O
planowanym odwecie metali było słychać, pojawiały się
informacje, że dwa tysiące metali wpisało się na listę chętnych
do krucjaty. Chłopak zmienił się nie do poznania… Nawet żona
prowadzącego sprawę zadzwoniła do niego któregoś dnia z
pytaniem, czy to prawda, że na terenie twierdzy znaleziono rano
dwóch martwych depechowców?!
Mam ochotę krzyczeć: "Dlaczego?". Lecz znikąd nie
usłyszę odpowiedzi. Zawołam: "Po co?". I teraz też
cisza da znać o sobie. Zapytam: "czyja to wina?", usłyszę:
"Nieszczęśliwe wypadki!". I nie będę się spierać
z nikim, kto w ten sposób będzie próbował sobie to wytłumaczyć.
Wiecie co mnie uderza? Że wszyscy znają prawdę, lecz każdy tłumaczy
to sobie jak mu wygodniej. A tymczasem zginął człowiek…
Zginął chłopak, który chciał żyć. Po całym tym wypadku
metale planowali odwet, bo zginął jeden z nich. Zemsta. Teraz
zginie depeche. Ale dlaczego? Czy ktoś odpowie mi na to
pytanie? My wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, każdy popełnia błędy.
Nikt nie przypuszczał, że sprawa przybierze takie obroty.
Pozostała tylko pustka, ból i cierpienie.
Oni stracili przyjaciela, a my powoli zatracamy własne
sumienie!
|
|
|
|