Strona g³ówna Kontakt Mapa strony Kana³ RSS





Celebrator - imprezy fanów Depeche Mode





ARCHIWUM - WYWIADY
Exciter - Interview Disc
 2001
Jak z dzisiejszej perspektywy oceniacie album "Ultra"? Czy spełnił wasze oczekiwania?
Andrew: Spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem ze strony fanów i recenzentów, ale powstawał w bardzo trudnym dla nas okresie. Wciąż borykaliśmy się z wieloma problemami natury osobistej i aż trudno uwierzyć, że poszło nam tak dobrze. Natomiast nad nową płytą pracowaliśmy w komfortowej atmosferze i myślę, że to słychać.

Ty mieszkasz na zachodnim wybrzeżu Ameryki, Dave na wschodnim, a Fletch pozostał w Wielkiej Brytanii. Jakie to uczucie, kiedy znowu macie okazję się spotkać?
Martin: Miejsce naszego zamieszkania nie ma żadnego wpływu na naszą muzykę. Kiedy zaczynamy pracować nad nową płytą, wybieramy miejsce, w którym wszyscy czujemy się dobrze. Dlatego część nowego materiału nagraliśmy w Londynie, część w Santa Barbara, a jeszcze inne utwory w Nowym Jorku. Najważniejsze jest to, że znowu poczuliśmy się członkami jednego zespołu, że muzyka ponownie nas zbliżyła.

Czy oczekiwanie na premierę nowej płyty to dla ciebie czas nerwów, niepewności?
Martin: Nie, zbytnio się tym nie przejmuję. Uwielbiam tworzyć muzykę, a kiedy płyta jest już gotowa, rusza cała machina promocyjna i tego niezbyt lubię. Będę bardzo szczęśliwy, kiedy prasa, radiostacje i telewizje odczepią się już od nas, bo wtedy będziemy mogli rozpocząć trasę.

Czy tęsknicie za koncertami i studiem nagraniowym w okresie, kiedy zespół nie jest aktywny?
Dave: Nigdy nie tęsknię za nagrywaniem płyt, ale często brakuje mi koncertów, kontaktu z publicznością. Nie lubię pracy w studiu, bo to długi i w przeważającej części bardzo nudny proces. Nic się jednak nie da przyspieszyć. Czasem wydaje mi się nawet, że przez kilka dni po prostu siedzimy w studiu i nie robimy absolutnie nic. Tak naprawdę jednak cały czas coś się dzieje. Producenci, których zaangażowaliśmy tym razem, Gareth Jones i Mark Bell, byli bardzo twórczy. Szczególnie Mark wykazał się bardzo wielką dbałością o brzmienie poszczególnych instrumentów, dzięki niemu ta muzyka nabrała całkiem innego wymiaru. Jednak dla mnie to wszystko zawsze dzieje się zbyt wolno.

Jakiej muzyki słuchaliście tuż przed wejściem do studia? Czy mogła ona mieć wpływ na to, co nagraliście?
Martin: Ja słuchałem bardzo dużo abstrakcyjnej muzyki elektronicznej, naprawdę dziwacznej. Takiej, którą tworzą ludzie w ogóle nie dbający o to, ile płyt będą w stanie sprzedać. Kiedy sprzedają pięć sztuk, są szczęśliwi. To dla mnie bardzo świeże podejście, które pomogło mi spojrzeć inaczej na parę spraw. Przypomniałem sobie trochę stare czasy, scenę punkową i niezależną. Różnica polega jednak na tym, że te wszystkie niezależne kapele w głębi serca chciały zostać największymi zespołami na świecie i niektórym rzeczywiście się powiodło. Tymczasem ludzie tworzący tę nową muzykę elektroniczną naprawdę mają to gdzieś. Nie twierdzę oczywiście, że taka jest nasza płyta. "Exciter" wciąż ma w sobie spory potencjał komercyjny, ale kilka pomysłów od nich zapożyczyłem, zwłaszcza jeśli chodzi o warstwę rytmiczną.

Który utwór nagraliście jako pierwszy? Czy miało to jakieś znaczenie dla reszty płyty?
Andrew: Jako pierwszy nagraliśmy "Dream On" i wydaje mi się, że był to również pierwszy lub drugi utwór skomponowany przez Martina z myślą o tej płycie. Jestem przekonany, że zdefiniował on styl tego albumu, który jest mieszanką elektronicznych rytmów z akustyczną gitarą zakorzenioną w bluesie. Do tego naprawdę dobry tekst i świetny, chwytliwy refren. Nagranie "Dream On" na samym początku nie było przypadkowe i wytyczyło kierunek w którym poszliśmy z pozostałymi utworami.

O czym tak naprawdÄ™ jest "Dream On"?
Martin: Nie wiem. Nienawidzę tłumaczenia, o czym są nasze utwory, bo co innego mogą znaczyć dla mnie, a coś całkowicie innego dla ludzi, którzy ich słuchają. Powiem ci za to, w jaki sposób powstał "Dream On". W pierwszej wersji tej piosenki, która została zarejestrowana na taśmie demo, graliśmy z Garethem na gitarach akustycznych i to było wszystko. Potem doszliśmy do wniosku, że w ogóle zrezygnujemy z gitar. Po czterech dniach pracy mieliśmy już gotową tę elektroniczną perkusję, którą słychać w tle i wtedy wykasowaliśmy ścieżki gitar. Efekt jest znakomity, bo ta perkusja brzmi teraz bardzo dziwacznie, odstaje od pozostałych instrumentów.

Czy mógłbyś chociaż w przybliżeniu przedstawić problematykę płyty?
Martin: W większym lub mniejszym stopniu prawie wszystkie moje utwory opowiadają o związkach. "Exciter" jest chyba w większym stopniu płytą o miłości, niż jakikolwiek inny album Depeche Mode, ale nie jest to ślepa miłość. W każdym z tekstów jest jakiś element, który go w pewnym sensie wykrzywia, ukazuje cierpienie, ciemną stronę miłości. To nie są piosenki pop.

Pracowaliście w przeszłości z różnymi producentami, takimi jak Flood, Francois Kevorkian i Tim Simenon. Dlaczego przy "Exciter" zdecydowaliście się zaangażować Marka Bella?
Martin: Kiedy zaczęliśmy się rozglądać za producentami, doszliśmy do wniosku, że niewielu jest takich, którzy spełnialiby nasze oczekiwania. Potrzebowaliśmy bowiem kogoś, kto nie tylko ma dobre pomysły, ale również świetnie orientuje się w świecie elektroniki. Bardzo podobało nam się to, co Mark zrobił dla Björk, więc zaproponowaliśmy mu współpracę. Okazało się, że to był doskonały wybór! Mark nie lubi chodzić na skróty, wszystko robi inaczej niż inni.

Który etap pracy nad płytą lubisz najbardziej?
Martin: W ogóle lubię nagrywać płyty, inaczej nie grałbym w zespole. Kocham tworzyć muzykę. Kreowanie atmosfery nowego utworu to proces wręcz mistyczny. A Mark Bell potrafi stworzyć naprawdę fantastyczną atmosferę, potrafi wyobrazić sobie jakiś dźwięk, a potem go stworzyć. Niewielu spotkałem ludzi z taką umiejętnością.

A co Mark Bell wydobył z ciebie, jako wokalisty?
Dave: No cóż, nie jestem najbardziej pewnym siebie wokalistą na świecie. Lubię spędzić trochę czasu z nowym utworem, mieć czas na oswojenie się z nim. Tymczasem Mark potrafił naprawdę dodać mi odwagi, przekonać mnie, że to, co robię, jest dobre. Bardzo potrzebuję takiego wiatru w plecy, muszę wiedzieć, że rzeczywiście wnoszę coś do utworów Martina. W głębi serca wiem, że wnoszę, ale z drugiej strony zadaję sobie czasem pytanie: Co ja tutaj robię? Martin powinien to sam zaśpiewać. Dlaczego on tego nie śpiewa?. Podczas nagrywania tej płyty również dopadły mnie chwile zwątpienia, ale zawsze na miejscu był Mark, który mówił mi, że to, co robię, jest bardzo wartościowe, że to ważna część Depeche Mode, ważna część tych kompozycji.

Jak określilibyście nastrój "Exciter"?
Andy: Trudno powiedzieć. Ja sam myślę, że to dość optymistyczna płyta, ale kiedy puściłem utwór "The Dead Of Night" mojemu kumplowi, który nie jest zbyt wielkim fanem Depeche Mode, stwierdził, że to najbardziej mroczna piosenka, jaką słyszał w całym swoim życiu. Mimo wszystko myślę, że "Exciter" jest bardziej pogodną i melodyjną płytą niż "Ultra".
Martin: Zawsze graliśmy dziwny pop i "Exciter" jest tego kolejnym przykładem. Znowu nie pasujemy do żadnej obowiązującej na rynku mody, ale nie pasowaliśmy nigdy, więc to nie jest największym problemem. Lubię komponować dziwną muzykę. A jeśli przy okazji odnosi ona sukces, to tylko mogę się cieszyć.

Czy jesteście świadomi faktu, że udaje wam się nie powtarzać tego, co nagraliście w przyszłości? Jeśli tak, to powiedzcie, czy to trudne zadanie?
Martin: Za każdym razem coraz trudniejsze, ponieważ za każdym razem poprzeczka idzie w górę. A jeśli nawet nie idzie w górę, to trzeba utrzymać pewien standard, co również nie jest najprostszym zadaniem. Osiągnęliśmy już sporo i nie możemy sobie teraz pozwolić na obniżenie lotów, w przeciwnym razie wydawanie kolejnej płyty nie miałoby sensu. Nie potrzebuję już nagrywać płyt ze względów finansowych i robię to tylko dlatego, że lubię.

Czy "Exciter" jest dla waszych fanów niespodzianką?
Andrew: Mam nadzieję, że tak. Poza tym pojawiła się nowa generacja, która nie miała do tej pory kontaktu z płytami Depeche Mode i chcielibyśmy dotrzeć również do tych ludzi.

Skąd wziął się tytuł płyty - "Exciter"?
Dave: O ile wiem, tytuł podsunęli Martinowi Gareth Jones i Paul Freegard, z którymi współpracował przy nagrywaniu wersji demo nowych utworów. Pewnego dnia Martin pojawił się w studiu i napisał tytuł płyty na ścianie. Gapiliśmy się na niego dłuższą chwilę, przyzwyczajaliśmy się... Podoba mi się, że współbrzmi z takimi tytułami jak "Violator" czy "Ultra".
Martin: Myślę, że potrzebowaliśmy pozytywnego, mocnego tytułu. Nie musi wcale kojarzyć się z "Violator" czy "Ultra", ale jeśli tak jest, to nawet dobrze się złożyło.

Powiedzcie coś o okładce płyty, autorstwa Antona Corbijna?
Andrew: Moim zdaniem okładka płyty ma bardzo falliczny charakter. Przedstawia zdjęcie kaktusa, które w połączeniu z tytułem płyty może się jednoznacznie kojarzyć. (śmiech) Bardzo dobrze rozumiemy się z Antonem, w końcu współpracujemy ze sobą od jakichś 15 lat. Uważam, że zawsze udawało mu się wpleść w oprawę graficzną wydawnictw Depeche Mode szczyptę specyficznego humoru. Nie inaczej stało się i tym razem.

Czy któryś z tekstów z nowej płyty przypadł ci szczególnie do gustu?
Dave: Biorąc pod uwagę sposób, w jaki tekst komponuje się z muzyką, najbardziej podoba mi się "When The Body Speaks". Równie dobrze bawiłem się nagrywając "The Dead Of Night", wyobrażając się, że powinienem nagrać ten utwór w taki mroczny, gotycki sposób, w jaki zrobiłby to David Bowie czy Iggy Pop. Z kolei nagrywając "Goodnight Lovers" wyobrażałem sobie, że śpiewam kołysankę mojej córeczce.

"Goodnight Lovers" to naprawdę piękny utwór. Czy mógłbyś powiedzieć, w jaki sposób powstał?
Martin: W tej kompozycji chciałem odtworzyć klimat Velvet Underground z Nico, czegoś w stylu "I?ll Be Your Mirror". Bardzo trudno tego dokonać bez Nico, ale Dave zaśpiewał ten utwór bardzo delikatnie, niemal szepcząc. Wydaje mi się, że osiągnąłem to, co zamierzałem.

Sam zaśpiewałeś w dwóch utworach z "Exciter". Dlaczego się na to zdecydowałeś?
Martin: Zaśpiewałem w utworze "Breathe", który brzmi jak kompozycja z lat 50. lub muzyka z "Miasteczka Twin Peaks". Wiem, że ludzie nie spodziewali się po nas takiego grania i dlatego bardzo lubię ten utwór. Drugim nagraniem, w którym pełnię rolę wokalisty, jest "Comatose", bardzo dziwaczny i zarazem jeden z moich ulubionych na tej płycie. Motyw przewodni balansuje tu na krawędzi atonalności, wydaje się, że lada moment i kompozycja się posypie, ale jakimś cudem to wszystko trzyma się kupy.

Co daje ci praca nad muzykÄ…?
Martin: Uwielbiam moment, w którym udaje mi się uchwycić emocje, bardzo jestem dumny z tej umiejętności. "Exciter" ma tę dodatkową atrakcję, że każdy utwór wciąga, może zabrać cię w podróż.

A jaka reakcja ludzi na nowy album najbardziej by ci odpowiadała?
Martin: Chciałbym, żeby ich poruszyła, by byli podekscytowani. I nie ma to nic wspólnego z tytułem albumu. Wiesz, Depeche Mode to muzyka pop, ale dosyć dziwna. Jest w niej zawsze dużo współczesności, nowoczesności. Mam nadzieję, że jest wyjątkowa.

Sprzedaliście miliony płyt na całym świecie. Co dziś dla was oznacza sukces?
Dave: Prawdę mówiąc, jestem bardzo zadowolony z nowego materiału i nie mogę się doczekać chwili, kiedy będziemy mogli go po raz pierwszy zaprezentować na żywo. To zawsze jest wyzwanie, nigdy nie wiesz, jak zareaguje publiczność. Koncerty zawsze interesowały mnie bardziej, niż cokolwiek innego.
Martin: Jeżeli nowa płyta nie okaże się sukcesem, będziemy zawiedzeni, nie ma co tego ukrywać. Z drugiej strony wiem, że to dobry materiał i nie widzę powodu, dlaczego "Exciter" miałby być gorzej przyjęty niż poprzednie płyty. Ale tego nigdy nie da się przewidzieć.

Czy myślicie, że zawartość "Exciter" to dobry materiał koncertowy?
Dave: Myślę, że tak. Może nie wszystkie utwory nadają się na koncerty, ale większość jak najbardziej. Jestem pewien, że świetnie sprawdzą się na żywo takie piosenki, jak "The Dead Of Night" czy "The Sweetest Condition". Bardzo chciałbym wiedzieć, jak wypadnie "When The Body Speaks", bo śpiewanie ballady na żywo to dla mnie dość niezwykłe i niecodzienne doświadczenie. Myślę, że dobrze poradzą sobie również takie utwory, jak "Dream On", "Comatose" czy "Free Love". Być może zdecydujemy się niektóre z nowych utworów wykonać wyłącznie z akompaniamentem gitar akustycznych. To byłoby naprawdę ciekawe.

Jakie sÄ… wasze marzenia i aspiracje zwiÄ…zane z tym albumem?
Dave: Bardzo jestem dumny z tej płyty i z mojego w nią wkładu. Chcę, żeby ludzie jej posłuchali, żeby usłyszeli jak wiele ciężkiej pracy włożyliśmy w tę muzykę. Muszę jednak powiedzieć, że sprawiło mi to wiele przyjemności, więcej niż mogłem się spodziewać i to również powinno być słychać. A czego chcę? Chcę, by "Exciter" rozszedł się w wielomilionowym nakładzie, abyśmy w przyszłym roku dostali Grammy, nagrodę MTV i Brit Award. Oczywiście, że chciałbym tego wszystkiego. Gdybym twierdził inaczej, byłoby to kłamstwo.

A pamiętacie, o czym marzyliście na początku waszej kariery?
Andrew: Prawdę mówiąc nigdy nie odbieraliśmy siebie jako zespołu, który odniósł sukces komercyjny, nie czuliśmy się gwiazdami pop. Po prostu cieszyło nas pisanie muzyki, granie koncertów i dobra zabawa. W przeciwnym razie nie byłoby nas tutaj po 20 latach. Najważniejsza w tym wszystkim jest więc dobra zabawa.
Dave: Ja zawsze czułem się wielką gwiazdą. (śmiech) Nawet kiedy graliśmy w knajpie dla dwóch facetów.

Jaki zespół sprawił, że postanowiliście poświęcić się muzyce na poważnie?
Martin: Myślę, że było to wtedy, gdy staliśmy się zespołem w pełni elektronicznym. Byliśmy wówczas zagorzałymi fanami Kraftwerk i oni mieli na nas największy wpływ. Pamiętam też koncert Human League, który zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Dave: Zdecydowanie The Clash! Nie dlatego, że chciałem kiedykolwiek grać podobną muzykę, ale ich koncert uświadomił mi, że ja też mogę to robić. Robiłem to zresztą codziennie w domu przed lustrem, ale wtedy zrozumiałem, że naprawdę mogę stanąć na scenie. Oczywiście, podczas pierwszych koncertów byłem naprawdę przerażony, wzrok ludzi mnie onieśmielał. Minęło dobrych parę lat, zanim zdecydowałem się zrobić jeden krok na scenie. (śmiech) Kiedy zaczynaliśmy, mieliśmy dużo szczęścia, bo nasi przyjaciele prowadzili najlepsze kluby w Londynie i okolicy. Dzięki temu słuchaliśmy trochę innej muzyki niż nasi rówieśnicy, fascynowaliśmy się takimi wykonawcami, jak Roxy Music, Kraftwerk czy Iggy Pop. A pierwsze koncerty graliśmy po prostu dla grupy kumpli, którzy przemieszczali się z nami z klubu do klubu.

Zawsze łączyła was wyjątkowa więź z fanami. Czy wciąż zależy wam na zdobywaniu nowych odbiorców za pośrednictwem radia i telewizji?
Dave: Wydaje mi się, że w przeszłości byliśmy pod tym względem trochę zaniedbywani. Większość rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych nie wiedziała, co z nami zrobić. Dzisiaj również niezbyt dobrze się komponujemy z Limp Bizkit, więc nie wiadomo, czy trafimy na ich playlisty. Oczywiście, miało to i swoją dobrą stronę, bo szczypta tajemnicy na pewno nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Boję się jednak, że jest jeszcze na świecie wielu ludzi, którzy nie bardzo wiedzą, co my tak naprawdę robimy. Owszem, mamy mnóstwo naprawdę oddanych fanów, którzy słuchają nas od wielu lat, ale miło jest docierać również do innych ludzi.

Jak przedstawiają się obecnie relacje pomiędzy muzykami Depeche Mode?
Martin: Jakoś sobie radzimy. To naprawdę mało zajmująca historia. Ludzie chcieliby słyszeć, że się nienawidzimy, że kłócimy się bez końca i tym podobne rzeczy. Tymczasem podczas nagrywania tej płyty naprawdę wiele się zmieniło, czujemy się jak bliska rodzina. W przeszłości, oczywiście, bywało różnie, często narastało między nami napięcie, szczególnie w okresie "Songs Of Faith And Devotion", ale to było nie do uniknięcia.

Dlaczego więc właśnie teraz tak dobrze wam ze sobą?
Martin: Myślę, że jednym z ważniejszych tego powodów jest to, że Dave jest teraz naprawdę zdrowy, zarówno na ciele, jak i na umyśle. Jest naprawdę miłym facetem, który w przeszłości nieraz bywał zagubiony przez te wszystkie narkotyki, których nadużywał.
Andrew: To ciekawe, ale ostatnie półtorej roku, które spędziliśmy razem, to naprawdę przyjemny czas. Kiedy założyliśmy zespół, byliśmy kimś w rodzaju kumpli ze szkolnej ławy. Potem przerodziło się to w sytuację niemal rodzinną, byliśmy sobie bliscy niczym bracia. I wtedy nagle nastąpiło okropne przeciążenie, pięć czy sześć naprawdę trudnych lat, podczas których nasze wspólne relacje bywały naprawdę złe. Dopiero ostatni czas, praca nad tą płytą, to powrót do naprawdę fantastycznych klimatów.

Jak udało wam się pokonać wszystkie przeciwności?
Martin: Zdaliśmy sobie w końcu sprawę z tego, że stworzyliśmy coś wyjątkowego. Vince Clark, który opuścił nas bardzo wcześnie, powiedział nam, że zamierza to zrobić jeszcze zanim ukazał się pierwszy album. Mimo to potrafiliśmy pociągnąć to wszystko dalej. Potem odszedł Alan Wilder. Tym razem nawet nie pomyśleliśmy o tym, że to mógłby być koniec. Wiedzieliśmy, że musimy przetrwać, że musimy pokonać wszystkie przeciwności losu, bo to, co udało nam się razem zbudować, jest zbyt ważne. Bywały takie chwile, że już nie starczało nam sił, by ciągnąć dalej, ale wiedzieliśmy, że musimy, że to jest zbyt wyjątkowe. Podczas ostatnich miesięcy dużo o tym rozmawialiśmy. Musieliśmy poradzić sobie z prawdziwym koszmarem, ale myślę, że w pewnym sensie kłopoty dobrze nam służą. (śmiech) Być może właśnie dzięki nim istniejemy.
Andrew: Czasem było bardzo ciężko, stąpaliśmy po bardzo cienkim lodzie, ale udało nam się to przetrwać. Cieszę się, że muzyka znowu daje nam radość.
Dave: To chyba kwestia naszych mocnych charakterów. Czasem rzeczywiście nie dawaliśmy sobie rady, szczególnie ja miałem skłonności do błądzenia, ale zawsze udawało mi się wracać na właściwą drogę, nawet kiedy byłem bliski śmierci. Tak naprawdę zawsze wiedziałem, że mi się uda z tego wyjść... Chociaż nie, to kłamstwo. Był czas, kiedy myślałem, że to już koniec. Straciłem trochę wiary w życie i w samego siebie, ale myślę, że wszyscy w mniejszym lub większym stopniu kiedyś przez to przechodzą. Kiedy jesteś w zespole, sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Nie powiem tu nic nowego - dzisiaj uważam, że cała ta sytuacja tylko mnie wzmocniła i znam wiele ludzi, którzy mają za sobą podobne przeżycia. Dla mnie najważniejsze jest to, że z najciemniejszego okresu w moim życiu potrafiłem wykrzesać coś pozytywnego. Był czas, kiedy byłem negatywnie nastawiony do siebie i do wszystkiego, co mnie otacza, ale w końcu zrozumiałem, że to głupota. Wystarczająco dużo złych rzeczy dzieje się na tym popieprzonym świecie, po co jeszcze dodatkowo komplikować sobie życie? Dziś czuję się dużo lepiej, czuję się, jakbym odzyskał samego siebie i mogę dzielić się z innymi tym doświadczeniem.

Czy potrafilibyście wskazać najważniejsze chwile w życiu zespołu - takie, które można traktować jako momenty przełomowe dla waszej kariery, zarówno w dobrym, jak i złym tego słowa znaczeniu?
Martin: Takich kluczowych momentów było kilka. Jeden z nich to na pewno amerykańska trasa, podczas której kręciliśmy film "101" i gigantyczny koncert w Rose Bowl w Pasadenie. Pamiętam szepty za plecami, że nigdy nie będziemy w stanie wypełnić tego miejsca i jednocześnie pewność, że tym razem nam się uda. Co ciekawe, wiele wydarzeń, które uważaliśmy za bardzo dobre dla zespołu, dało nam się później we znaki. Pojawiały się momenty zwątpienia - co mamy zrobić, żeby przebić tamten sukces? Na szczęście zawsze udawało nam się skomponować kilka nowych utworów, zamknąć w studiu i zacząć wszystko od nowa.

Jaki obraz związany z karierą Depeche Mode na zawsze utkwi ci w pamięci?
Dave: Dla mnie zawsze będzie to koncert w Rose Bowl. Pamiętam, że gdy graliśmy utwór "Never Let Me Down Again", zacząłem w pewnym momencie podskakiwać, wymachując ramionami w powietrzu. Podchwyciło to kilka osób stojących w pierwszym rzędzie, a kilka sekund później robiło to ponad 70 tysięcy ludzi zgromadzonych pod sceną. Pamiętam łzy i pot płynące po mojej twarzy, i uczucie wielkiej radości, która mnie wtedy przepełniała. Wiedziałem, że ci ludzi wierzą w nas, że nikt im za to nie płaci. To było wspaniałe.

Czego możemy spodziewać się po trasie koncertowej, którą teraz przygotowujecie?
Martin: Nasza ostatnia trasa promowała składankę singli, więc graliśmy wszystkie największe hity Depeche Mode. Tym razem przygotowujemy bardziej nietypowy repertuar, pojawią się też bardziej mroczne i rzadziej grane utwory. Pracujemy również nad naprawdę fajnymi efektami wizualnymi, bo gapienie się przez cały koncert na paru kolesi grających na swoich instrumentach, wydaje mi się trochę nudne.

Jakie rzeczy przychodzą wam do głowy, kiedy stoicie na scenie?
Dave: Najrozmaitsze. Na przykład kiedy śpiewam utwory z "Songs Of Faith And Devotion", wspominam te najsmutniejsze chwile, uczucia, które towarzyszyły mi podczas nagrywania tej płyty, stracony czas. Nasz zespół istnieje 20 lat, a to naprawdę kawał życia. Na przykład śpiewając utwór "In Your Room" rzeczywiście widzę mój własny, malutki pokoik, w którym czułem się bezpiecznie w najgorszych chwilach mojego życia. Tam byłem niewidzialny, mogłem się w nim schronić kiedy chciałem i opuścić go, kiedy chciałem. Teraz jednak ten sam pokój przeraża mnie, nie chcę już tam wchodzić. Dlatego gdy śpiewałem "In Your Room" podczas ostatniej trasy, czułem się, jakbym śpiewał o tym pokoju oglądając go z zewnątrz. Zaglądałem do niego tylko na chwilę i każdego wieczoru miałem poczucie, że śpiewam ten utwór po raz ostatni w życiu. Naprawdę mam już dość "Songs Of Faith And Devotion" i tego najmroczniejszego okresu mojego życia. Na tej trasie nie spodziewajcie się zbyt wiele mroku, to już zaczęło mnie nudzić.

Często powtarzasz, że Depeche Mode to grupa outsiderów, że funkcjonujecie na uboczu muzycznej sceny. Wolałbyś, żeby było inaczej?
Martin: Nie. Od początku podążaliśmy własną drogą i jesteśmy z tego dumni. Po co mielibyśmy grać muzykę, która brzmiałaby jak każdy inny zespół? Zawsze chcieliśmy być zespołem alternatywnym. Dzisiaj ten termin zmienił nieco znaczenie, bo mówi się tak o setkach grup, które brzmią identycznie. Dla nas bycie alternatywnym oznaczało, że jesteśmy inni niż wszyscy.

Czy planami wybiegacie daleko w przyszłość?
Andrew: Niezupełnie. Planujemy nasze zajęcia co najwyżej z rocznym wyprzedzeniem i nie wiemy, co się potem wydarzy. Podejrzewam, że po zakończeniu trasy zrobimy sobie chwilę przerwy, a potem zabierzemy się za nowy album. Jeżeli tylko poczujemy, że wciąż drzemie w nas muzyka na tyle interesująca, by zaoferować ją ludziom, wszystko będzie kręciło się dalej.

Co każdy z was wnosi do muzyki Depeche Mode?
Dave: Każdy coś innego. I właśnie to zawsze działało na naszą korzyść. Andrew i Martin raczej trzymali się razem, a ja raczej trzymałem się na uboczu, lubiłem samotność. Moją zasługą jest przede wszystkim wprowadzanie elementów humoru do twórczości Depeche Mode, chociaż wszyscy myślą, że to przeze mnie jest taka mroczna. Ale nie tylko mnie można za to winić, Martin ze swoją muzyką ma w tym również niemały udział. (śmiech) Fletch jest bardzo zorganizowany i uporządkowany, przez co często się sprzeczamy. Ja mam jakieś wizje dotyczące tego, co będziemy robić, a on wszystko musi mieć dokładnie zaplanowane i w punktach zapisane na kartce. Taki człowiek jest w zespole bardzo potrzebny. Natomiast Martin... Znamy się od bardzo, bardzo dawna i chyba wiemy o sobie wszystko. Przynajmniej ja tak czuję.

Poświęciliście Depeche Mode całe swoje dorosłe życie. Czy nie wydaje wam się to dziwne?
Andrew: Nie zdaję sobie z tego sprawy na co dzień, ale raz na jakiś czas wstaję rano i czuję, jakbym szedł do swojej starej pracy, a syntezator był moją aktówką. To wszystko jednak dzieje się tak szybko...
Martin: Niedawno rozmawiałem z Davem na ten temat i doszliśmy do wniosku, że obaj czujemy się, jakbyśmy mieli nie więcej niż 20 lat. Coś więc się tutaj nie zgadza. (śmiech)
Strona g³ówna Do góry
Copyright © 2005-2024 Modern Mode
Realizacja : DIALNET
strona g³ówna /  news /  zespó³ /  dyskografia /  galeria /  teksty /  fani /  archiwum /  strona